piątek, 23 listopada 2012

12. When my world is falling apart


*Cherry*
Tej nocy umierałam tysiące razy. Gdy myślałam, że na dobre się wybudziłam, znów wciągał mnie wir schiz.
Raz zabijał mnie Josh, raz byłam rozszarpywana przez zmiechy. Ale poważnie chciałam wreszcie odejść, żeby tego wszystkiego nie czuć.
Gdy myślałam, że każda cząstka mnie zdycha już w spazmach bólu, cały krajobraz rodził się na nowo, przychodziły inne istoty i znów mnie wykańczały.
Nawet przestałam się bronić.
Jako ostatni znów pojawił się Josh. Ale po chwili jego twarz się rozmyła, a niebo przybrało białą barwę.
Wszystko znikło, oprócz bólu. Był tylko mleczny sufit i ściany w takim samym kolorze.
Przez długi czas napawałam się brakiem obecności moich oprawców. Byłam tylko ja i dający oślepiająco jasne światło żyrandol. Zazdrościłam mu, że nie czuje tego co ja. Tylko wisi. Nie musiał przez to przechodzić, tylko tkwi w ścianie, przyglądając mi się uważnie.
Chciałam coś do niego powiedzieć, ale ukłucie w klatce piersiowej od razu mnie sparaliżowało. Czyli nawet nie mogę mówić.
Świetnie.
Mijały sekundy, minuty, godziny, a w końcu i dnie. Przed moimi oczami przewijało się setki ludzi. Lekarze, pielęgniarki, jeszcze więcej lekarzy, sprzątaczka. Widziałam nawet osoby z mojej rodziny i Andreę. Ale nie wiem czy były prawdziwe, czy tylko mi się przyśniły.
Jednak czułam dotyk babci. Jej wypłowiałe już dłonie przytrzymywały moją rękę, powodując miłe uczucie ciepła. Zawsze coś szeptała, swoim łagodnym, babcinym głosem, ale nigdy nie odpowiadałam, bo nie byłam w stanie. Gapiłam się tylko tępo w sufit.
Zdarzało się tak, że znajdowałam się nagle w kuchni.
Rodzinny dom, łąka za oknem, pies bawiący się butem..wszystkie obrazy były takie żywe.
Siedziałam na wysokim krześle, a nogi dyndały mi wesoło, nie dotykając ziemi. Babcia stała przy małej kuchence, pichcąc coś i opowiadając mi jakieś historie. Potem wszystko się przeistaczało i znajdowałam się na posadce w gabinecie Josha. I tak w kółko.
Między jednym półsnem a drugim, rozmyślałam o żyrandolu nad moją głową. Patrzyłam się na niego godzinami, a on na mnie. Oboje byliśmy tacy puści w środku. Martwi.
- Dziś musimy pani zrobić kluczowe badania, które zadecydują o tym, czy możliwy jest powrót do domu.- któregoś dnia doktor wparował do sali razem ze swoim zespołem, mówiąc strasznie głośno i wydając wiele poleceń innym. Starałam się go słuchać, ale natłok informacji był za duży, więc wróciłam do wewnętrznej rozmowy z żyrandolem o Harrym. Przez parę dni przekonywał mnie, że nic mu nie jest.
To chyba nie dziwne, że bezskutecznie. Żarówki nie potrafią uspokoić człowieka.
W pewnej chwili ktoś mnie podniósł. W sumie wszystko mi już jedno, mogę i wstać. Ciekawe jak to będzie znowu mieć nogi na ziemi.
Ledwo się utrzymałam. Chyba poleciałam do tyłu, bo tabun ludzi zaczął nagle krzyczeć i mnie podtrzymywać. Jak jakąś szmacianą lalkę.
Zaczęli robić badania. Rozebrali mnie do naga, przyglądając się każdemu milimetrowi mojego ciała. Pewnie parę miesięcy temu zanim pozbawiliby mnie ubrań, wydrapałabym im oczy.
Teraz to już i tak nie ma znaczenia.
Po oględzinach mojej skóry, zaprowadzili mnie do jakiejś wielkiej tuby, w której strasznie huczało. Rezonans magnetyczny? Białe gówno? Zero różnicy.
Światła tutaj były inne, niż to, którym świecił mój ulubiony żyrandol. Nie chciały ze mną rozmawiać, tylko patrzyły się jak na idiotkę. Wiele bym dała, żeby mieć go tutaj ze sobą.
Minęło parę godzin, może dni, a z drugiej strony mogły być to też minuty. Straciłam rachubę czasu już dawno, dawno temu.
W każdym razie lekarze wrócili i zabrali mnie na pobranie krwi, USG oraz inne rzeczy, które nie mam pojęcia jak się nazywają. Niektóre badania trochę bolały, ale nie miałam siły nawet westchnąć.
Na koniec, co powinno być chyba zrobione jako pierwsze, zapytano mnie jak się czuję.
- Wiem, że przeszłaś wielką traumę, ale żebyśmy mogli cie wypuścić, musimy wiedzieć jak się czujesz. - Lekarz nie był młody. Wokół sędziwych oczu malują się zmarszczki i zagłębienia. Mimo podłużnych bruzd na twarzy nie wygląda jednak surowo, tylko jak miły dziadek. - Wyniki badań są o wiele lepsze niż te, jakie uzyskaliśmy jak cie tu przywieziono. Resztę leczenia będziemy mogli dokończyć w domu, a to miejsce jest o wiele lepsze do psychicznego dojścia do siebie niż szpital. Druga część kuracji i tak będzie się skupiała głównie na wizytach psychologa i badaniach kontrolnych. - mężczyzna uśmiechnął się do mnie ciepło, kładąc mi rękę na ramieniu – Decyzja należy do ciebie. Chcesz wracać?
Stałam przez jakieś dwie minuty jak słup soli, trawiąc jego słowa od nowa i od nowa. Dopiero potem zebrałam w sobie wszystkie siły i postarałam się mu odpowiedzieć.
- Tak.
Zamurowało mnie. Mój głos był mi całkowicie obcy i brzmiał, jakbym po raz pierwszy w życiu go usłyszała.
Wszyscy chyba odetchnęli z ulgą, że zdołałam coś powiedzieć i zaczęli bić brawa. Dźwięki te były strasznie głośne i miałam wrażenie, że uszy zaraz mi wybuchną. Lekarz zauważył moje zmieszanie i kazał im się uciszyć.
- Czy.. - odchrząknęłam, znowu walcząc ze swoją blokadą do mówienia – Czy oni.. żyją?
- Tak, mają się dobrze. Wszystkich przywiezionych do szpitala udało się odratować. Wypisaliśmy już ich do domów, z wyjątkiem ciebie.
Mają się dobrze..
Wielki głaz spadł mi z serca.
- Ile..ile ja tu w ogóle jestem?
- Wczoraj minęły trzy tygodnie. Przedostatni uczestnik wyszedł do domu pięć dni temu. Było z nią najgorzej.
Nie musiał mi mówić, kto jest ową uczestniczką, bo od razu wiedziałam, że to Ellie.
Po paru godzinach przyszła po mnie Andrea. Mimo że wcześniej już ją widziałam – jakby przez mgłę, ale zawsze coś – teraz wyglądała bardziej żywo. Jej zmartwiona twarz nabrała kolorów, a loki zabawnie sterczały wokół buzi.
Gdy tylko ją zobaczyłam, w pewnym sensie poczułam dom. Zawsze się gdzieś u nas krzątała, i mimo że miała się zajmować naszą karierą, dobrowolnie zbierała ubrania i śmieci walające się po podłodze. Często nawet robiła nam pranie lub gotowała naleśniki. Coś jak osobista niańka.
Wypadałoby rzucić się sobie w objęcia krzycząc i całując się po policzkach, ale żadna z nas się do tego nie paliła. Ona dobrze wie, że jestem żywym wrakiem, a ja zdaję sobie sprawę z tego, że dziewczyna również nie spała po nocach myśląc o nas. Obie byłyśmy pozbawione jakiegokolwiek wigoru.
Nachyliła się tylko nade mną i delikatnie mnie przytuliła, mamrocząc coś w stylu 'Zaraz położysz się w swoim własnym łóżku. Wszystko będzie dobrze'. Potem pomogła mi naciągnąć na siebie czyjeś ubranie, zamieniła parę słów z lekarzem i wyjechała ze mną z sali.
Powinnam teraz czuć się jak skończona kretynka na wózku, nic nie warte ścierwo które trzeba gdzieś wozić, bo sama nie mogę się trochę wysilić. Ale myślałam tylko o tym, że zostawiam mój ulubiony żyrandol. Gdy opuszczałam salę ostatni raz na niego spojrzałam, a on zacząć świecić jaśniej.
Chyba..
Wszystkie pielęgniarki, pacjenci, woźni i lekarze patrzyli się na mnie jak na ufo. Ale prawdziwe szaleństwo zaczęło się dopiero, jak opuściłyśmy szpital.
Fotoreporterzy zaczęli tak strasznie napierać na mnie i Andree, że ochrona ze szpitala musiała pomóc nam bezpiecznie przejść na parking. Wszędzie błyskały światła fleszy, dziesiątki mikrofonów były skierowane w moją stronę, a w powietrzu było słychać zwroty typu ' Jak się pani czuje w swoim wyniszczonym ciele?' 'Co pani sądzi o orientacji swojej koleżanki z zespołu?' 'Cherry, czy uważasz, że wasze igrzyska nadadzą się na film dokumentalny?'
Zamknęłam tylko oczy, starając się nie rozpłakać.
Jakiś ochroniarz wziął mnie na ręce, wsadził do samochodu a potem zatrzasnął za mną drzwi. Andrea zaczęła jechać tak szybko, że chyba zabiorą jej po tym prawo jazdy. Cały czas klęła.
Zapadłam chyba w jakiś letarg, bo po paru sekundach drogi byłyśmy już na miejscu. Andrea rozłożyła wózek, pomogła mi wygramolić się z auta i mnie na nim posadziła. Stałyśmy pod domem. Moim ciepłym, pięknym domem.
Andrea trochę umęczyła się z wjechaniem wózkiem po schodach, ale po pięciominutowej walce znalazłyśmy się pod drzwiami. Były zamknięte, a nasza menadżerka zapomniała kluczy, więc zadzwoniła dzwonkiem.
Dopiero po 3 minutach usłyszałam powolne kroki. Osoba, która była po drugiej stronie ściany, ślamazarnie otwierała zamki kolejne 2 minuty, jakby nie mogła w ogóle złapać klamki.
Zza drzwi wyłoniła się Jane, która wygląda jak trup. Wcześniej pełne, ale dziewczęce policzki, są teraz zapadnięte, a oczy wyblakłe, całkowicie pozbawione życia. Ma na sobie piżamę, w która odkrywa jej dekolt i trochę brzucha, co uwydatnia strasznie wystającą miednicę i obojczyk. Tak czy siak nie ważne, jak wygląda. Liczy się tylko to, że wreszcie ją widzę, może niekoniecznie zdrową, ale całą i żywą. Gdy tylko mnie zobaczyła, z jej ust wyrwał się rozpaczliwy szloch. Nachyliła się nade mną i mocno mnie przytuliła.
Też nic nie mówiła.
Po tym, jak pomogła Jane zawieść mnie do góry, Andrea zostawiła nas same, bo musiała coś załatwić. Powiedziała, że mamy na nią czekać w domu i nigdzie się stąd nie ruszać. Jakbym w ogóle się gdzieś wybierała..
Moja przyjaciółka odstawiła mnie do pokoju. Ellie spała, więc jej nie budziłam. Sama chciałam się położyć.
- Nawet nie wiesz, co czuje, jak mam was dwie przy sobie – Jane przytuliła mnie jeszcze raz, jak już posadziła mnie na łóżku – Teraz wszystko będzie łatwiejsze.
Obiecałam sobie, że spędzę z nią więcej czasu, ale jak nabiorę trochę sił. W tej chwili nawet ciężko mi mówić, a mam tyle do przekazania. Muszę trochę odczekać.
Spałam jak kamień i nic złego mi się nie śniło. Byliśmy tylko na łące. Ja, dziewczyny i chłopaki. Nasza dziewiątka..Glimmer żyła w tamtym świecie.
Obudziło mnie skrzypienie drzwi i czyjś płacz. Trochę się wystraszyłam, dopóki w półmroku nie rozpoznałam mojej przyjaciółki.
- Ellie? - wymamrotałam przecierając oczy – To ty?
Blondynka powoli podeszła do łóżka, wgramoliła się na nie i mnie objęła, płacząc w moje ramie.
- Ona nie żyje, Cherry.. nie żyje..NIE ŻYJE!
I co mam jej teraz powiedzieć? Ellie, wszystko się ułoży?
Ta. To bagno nie pozostawia mi złudzeń, że właśnie 'będzie dobrze'.
Chciałam objąć ją mocniej, ale ból w rekach na to nie pozwolił. Przetarłam tylko jej policzki, które były całe mokre.
- Dlaczego to się wszystko stało? - rozpłakała się jeszcze bardziej, tym razem już głośno. Wciąż krzyczała, że Glimmer już nie ma, i wpadła w szał.
Tego tylko brakowało.
- Ellie, cicho, już uspokój się! - nagle znalazła się przy nas Jane i złapała blondynkę za nadgarstki. Ta w pierwszej chwili się wyrywała, ale po chwili bezwładnie opadła na poduszkę obok mnie. Dziwnie tak leżeć i tylko się przyglądać.
Po paru minutach ciszy Jane położyła się tak, aby Ellie była między nią a mną. Kiedyś też tak leżałyśmy, zwykle gdy któraś miała załamanie z powodu jakiejś błahostki. Tym razem wszystkie je miałyśmy, i to nie z byle gówna.
- Możecie mi nie wierzyć – brunetka powiedziała przyciszonym głosem, gdy odpływałam już do krainy snów – ale razem przez to przejdziemy.
W nocy spotkałam się z rodzicami, którzy nie śnili mi się od bardzo dawna. Siedzieliśmy w ogródku babci.
Oni też mówili, że będzie dobrze.
Jane lub Ellie trzymała mnie za rękę. Nie chciało mi się otwierać oczu, bo zbyt dobrze mi się leżało. Żeby dodać tej osobie otuchy, złapałam nasze splecione dłonie drugą ręką i..
po wielkości ramienia poczułam, że obok mnie wcale nie leży kobieta.
Otworzyłam oczy i pierwsze co zobaczyłam, to wielkie źrenice.
Źrenice Harry'ego.
Coś mną poruszyło – osoba, której nie widziałam przez taki szmat czasu, nagle leży przede mną. Ot tak.
Czy ja w ogóle się obudziłam ?
- Dziewczyny pozwoliły mi wejść. - wychrypiał, otulając mnie ciepłem swojego głosu – Nie konkretnie do łóżka, ale pozwoliły.
Chłopak jest blady jak ściana. Na policzku ma wielką szramę po czymś ostrym, a na czole duży bandaż. Ale obojętne mi jak wygląda.
Dobrze, że po prostu jest.
- Harry – zarzuciłam mu ręce na szyje i mocno się do niego przytuliłam, mimo że zadawało mi to piekielny ból – będziesz moim żyrandolem?
- Mogę być kimkolwiek chcesz.

**
CZEŚĆ MOJE ŻYRANDOLE. od dziś tak was będę nazywać. niezbyt oryginalne, ale zawsze coś, nie? :D
na początku sprawy organizacyjne,
1. Dziękuje wam bardzo bardzo bardzoooooo serdecznie za pięciokrotną nominacje do Libster Award (tak to się pisze? ;_;). Jest mi strasznie miło, że zdecydowałyście się przyznać takie wyróżnienie akurat moim wypocinom. Naprawdę, nie gadam sobie tego ot tak, wierzcie mi że sprawiłyście mi wielką radość tym faktem. Dziś wieczorem, lub jutro popołudniu dodam u góry zakładkę odnośnie tego, nominuje innych i odpowiem na wasze pytania, bo zaraz wychodzę z domu. *noc zakupów się zaczyna niedługo, lecę sobie kupić książkę bo są przeceny hahahah*
2. Zmieniam szatę graficzną, czyli tło, czcionkę, kolorystykę i nagłówek. Zostać przy ciemnej tonacji czy iść w jaśniejsze kolory? 
 3. Kiedyś mój blog też dopiero raczkował. Nie uważam, że teraz jest jakiś super popularny i jakoś specjalnie oblegany, ale myślę, że powoli zaczynam stawać na nogi. Chciałabym pomóc innym, którzy nie mogą zdobyć stałych czytelników i 'zareklamować' tutaj ich opowiadania. Jeśli chcesz, żebym zrobiła to z Twoją stroną, zostaw link w komentarzu i poinformuj mnie o tym. Na pewno na niego wejdę, zostawię coś po sobie i wspomnę w nim pod kolejnym rozdziałem. Na pierwszy ogień podrzucam wam link do bloga mojej koleżanki ze szkoły, bo prosiła mnie o zareklamowanie. http://wiektotylkoliczba.bloog.pl/ Jeśli na niego wpadniecie, to na pewno Ją zmotywuje. 
Oł rajt, a więc rozdział jest jaki jest.. i nie podoba mi się za bardzo, no ale cóż. Nie podesłałam go becie bo ma szlaban, więc jak zobaczycie jakieś błędy darujcie :D 
lof ju gajs,
Av.x