niedziela, 29 lipca 2012

8. Let the show begin


* Cherry * 

Przede mną rozciągała się wielka, soczysto zielona polana, którą w wielu miejscach przecinały cienkie strumyki. Na jej skraju zaczynała się puszcza, która stopniowo biegła w górę, ustępując wkrótce miejsca stepom i kosodrzewiną. Parędziesiąt kilometrów stąd nad całą areną górowały bloki skalne, wśród których był chyba wulkan. Niezwykle malownicze miejsce, które wkrótce zamieni się w pole bitwy wściekłych kogutów.
W brzuchu czuje motyle zwiastujące ogromny strach, a w gardle wielką gulę. Nogi mam jak z waty i ledwo mogę ustać na metalowej pokrywie. Tak odpłynęłam od rzeczywistości, że nie wiem czy płacze, czy może się śmieje jak psychopata.
Dobra, weź się w garść Cherry. Muszę zacząć myśleć jak zwierzyna.
Zerknęłam na róg obfitości, u którego stóp piętrzyły się liczne bronie i chyba jakiś prowiant. Na oko były tam też zawinięte śpiwory, namioty i wielkie plecaki.. wygląda kusząco, ale nasze uzgodnienia nie uwzględniały zabierania przedmiotów z rogu. Plan był pozornie prosty. Nie dać się zabić i uciec z tej polany jak najszybciej.
Punkt dla mnie za przeczytanie książki. Przynajmniej wiem, jak się zachować w paru sytuacjach, a nie każdy tutaj miał do czynienia z trylogią Suzanne Collins. Ciekawe, jak ona się teraz czuje. Pewnie niesłusznie się obwinia, bo to ona wydając książki, podsunęła nieświadomie pomysł tym psychopatą. Mam nadzieje że nic sobie nie zrobi.
Wszystkie myśli mi się plączą. Nie wiem, co mam zrobić. Część mnie chce położyć się od razu na tej trawie, żeby przyśpieszyć to, co i tak jest nieuniknione. Drugi kawałek Cherry krzyczy w środku, i chce utrzymać resztę swoich przyjaciół przy życiu, by doczekali tego aż nas stąd wyciągną..
trzeba mieć nadzieje.
Nie mogę przestać wierzyć w to, że się nam uda. Tylko ten mały promyk powstrzymuje mnie od ułatwienia wszystkim zadania i samodzielnego pozbawienia siebie życia.
Ale nie zrobię tego. Nie spocznę, póki Josh nie zapłaci mi za to, co zrobił.
Teraz kolejne wspomnienie zaczyna atakować mój poharatany umysł. Znowu przypominam sobie jego ręce, mój krzyk, krew i łzy.
- Witajcie trybuci! - dookoła zaczął dudnić głos jednego z organizatorów, chyba szefa organizacji.
W przedszkolu miałam taką koleżankę, która zawsze papugowała to, co robię. Teraz mam wrażenie, że oni podobnie się zachowują. Zorganizowali marną podróbkę książki Suzanne.
Jestem ciekawa, jak wygląda świat spod klosza, w którym nas teraz trzymają. Czy dzięki ich propagandą wybuchły wojny? Czy jeśli uda nam się przeżyć, wrócimy do zniszczonej rzeczywistości, splądrowanej przez bomby?
- Pamiętajcie, w jakim celu to robicie. To pomoże wyzwolić świat.
Usłyszałam serie parsknięć dookoła mnie. Odwróciłam głowę w prawo i zobaczyłam roześmianą twarz Louisa, robiącego głupie miny w stronę kamery, stojącej z dwa metry od nas. Tomlinson, kretynie, cały świat cie ogląda. Ten to nawet z twarzą w twarz ze śmiercią zachowuje dobry humor.
- Wesołych Podrabianych Głodowych Igrzysk! I niech los..
- Zawsze wam sprzyja. - dokończył..Josh.
Zaczyna mnie ogarniać kolejna fala wściekłości. Dobra, Cherry zluzuj.
Wdech
Wydech.
- Zaczynają odliczać. Przygotuj się. - Ellie chwyciła moją prawą, a Louis lewą dłoń. Wszyscy poszli w nasze ślady. Mam wrażenie, jakbyśmy byli teraz jedną drużyną. Fakt, że zaraz będziemy musieli się pozabijać nie mieści się w głowie.
- 20
Przed oczami stanęli mi rodzice
- 19
Babcia i ciocia się do mnie uśmiechają
- 18
Poznaję Ellie z Jane
- 17
Podpisujemy kontrakt.
- 16
Wydajemy pierwszy singiel
- 15
Wychodzi nasza płyta
- 14
Podchodzę do fanów, skandujących moje imię
- 13
Poznajemy One Direction
- 12
Harry mówi mi, ile dla niego znaczę
- 11
Leżę w w rozdartych ubraniach na posadce w gabinecie Josha
- 10
Rodzice umierają
- 9
Dostaje pierwszą jedynkę
- 8
Robię obiad z babcią
- 7
Idę do pierwszej klasy
- 6
Siedzimy całą ósemką w pokoju Zayn'a, narąbani w cztery dupy
- 5
Wstrzymuje oddech.
Czuję, że wszyscy się puszczają.
Kucam, szykując się do biegu jak na w-fie.
Nie wiem, chyba płaczę
- 4
Patrzę na wschodnią ścianę lasu, gdzie mam biec.
- 3
Żegnam się, szybko skacząc ręką po czole, klatce piersiowej i ramionach
- 2
Słyszę, jak z dna platformy na której stoimy, pryska para, co oznacza możliwość zejścia z niej
- 1.
Czasem miewam nocne koszmary, w których mimo to, że mam ochotę uciekać, mam wrażenie że nogi ugrzęzły mi w smole. Tak samo teraz. Staram się biec, jak najszybciej, ale wydaje mi się że tylko powoli sobie spaceruje.
Wywaliłam się ze dwa razy, zanim zaczęłam utrzymywać dobre tempo. Od ściany lasu dzieli mnie jakaś minuta, jeśli zdołam nie zwalniać.
Adrenalina, krew i wszystko co możliwe uderza mi do głowy, w brzuchu organy się przewracają, oddech staje się nierównomierny, trudno złapać mi powietrze. Biegnę na łeb na szyję, serio, ktoś mnie popycha, a ja kogoś, drę się jak tenisistka, słyszę krzyki innych.
Nawet nie wierze własnym odczuciom, bo czuje się jakbym śniła. Dopiero stosunkowo staje się trzeźwa, gdy wreszcie wpadam w gęstwinę zarośli. Tutaj czuje się o wiele bezpieczniejsza, niż na otwartej przestrzeni. Już miałam biec dalej, ale coś mnie zmusiło, żebym się obejrzała za siebie.
Na polanie rozgrywała się prawdziwa rzeź.. Na trawie leżały pierwsze ciała, a inni łapczywie wyrywali sobie z rąk rzeczy znalezione w Rogu, mierząc w siebie toporami i Bóg wie czym. Ta, oto ta zjednoczona trzydziestka, która przed chwilą zgodnie trzymała się za ręce. Szczerze dziękuje za takich sprzymierzeńców.
Nie dostrzegłam nikogo z mojej grupy, co bardzo mnie podniosło na duchu. Odwracałam się już, gdy nagle od tylnej strony rogu ujrzałam..
- Niall?!
DO CHOLERY MAŁY IDIOTO, CO TY TAM ROBISZ?! ŻREĆ SIĘ ZACHCIAŁO?!
Wyglądało na to, że Irlandczyk postanowił wziąć sobie zapasy na drogę. Z tyłu rogu znajdowały się paczki z jedzeniem.
Mogłam się tego spodziewać.
- NIALL! WYNOŚ SIĘ STAMTĄD NATYCHMIAST!
Na polanie panowało zbyt wielkie zamieszanie, więc zaryzykowałam, wynurzyłam się z cienia drzew i wydarłam się w jego stronę, a on tylko odwrócił się i mi pomachał.
What
the
fuck?
Jego głupota nie mieści się w głowie! Obiecuje, że jak tylko to przeżyjemy, spiorę go i nauczę rozsądku.
Mógł nie spać na naszych 'naradach' które zawsze organizowała Jane w swoim pokoju. Wyraźnie zakazywała nam zbliżania się do tego przeklętego ustrojstwa.
Puściłam się biegiem w jego stronę, a on, jakby nigdy nic, zarzucił sobie worek z żarciem na ramię i zadowolony powoli ruszył się z miejsca. Nieźle się zdziwił, jak wymierzyłam mu z plaskacza w policzek.
- ZAWARIOWAŁEŚ IDIOTO?! - Złapałam go za rękaw i pociągnęłam w stronę gęstwin, klnąc na wszystkie znane mi języki – Narażasz się tak dla jedzenia? Nie rozumiesz, że..
Nie skończyłam, bo między naszymi głowami przeleciała strzała. Gdybym była centymetr bliżej Niall'a, przeszyłaby moją czaszkę na wylot.
Broń musnęła moje włosy, przez co czerwone kosmyki zaczęły unosić się w powietrzu.
Mam wrażenie, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie.
Odwróciliśmy się. Jakieś 20 metrów od nas stała dwójka wyrośniętych chłopaków, a jeden z nich trzymał łuk. Nie mam pojęcia, kim oni są.
- Biegnij i nie odwracaj się. Ty idź na zachód, ja na wschód, mają tylko jedną broń. Nie pędź na krechę, tylko rób zawijasy. Spotkamy się potem. - Powiedziałam, jak najszybciej umiałam, a potem oboje rzuciliśmy się w stronę lasu. Dzieliło nas od niego tylko 10 metrów, które były najdłuższym odcinkiem w całym moim życiu. Strzały leciały na oślep, a ja miałam wrażenie że zaraz jedna mnie dosięgnie. Okropne uczucie.
Rzuciłam przelotne spojrzenie w stronę Niall'a. Mam nadzieję, że wyrzucił zbędny balast, ale oczywiście się mylę. Pędzi jak pijana mrówka wywijając workiem z jedzeniem. Na szczęście oboje znikliśmy w porę w zaroślach.
Zapowiada się okropny dzień.

**
Cześć wam! :D
Jest tak gorąco, że zaraz wykituje. Na prawdę, brałam dziś trzy razy prysznic, a końca dnia nie widać. Może ustanowię dziś rekord? 
Więc rozdział krótszy niż zwykle, bo najczęściej wpisy mają długość około 4-5 stron A4 w Wordzie, a dziś chyba ma niewiele ponad 3. Do tego niewiele się dzieje, I know. 
Spodziewałam się zdziwienia po zmieszaniu historii naszych niepełnosprawnych umysłowo kretynów z motywem zaczerpniętym z trylogii 'Igrzyska Śmierci'. Więc w pełni rozumiem komentarze osób mniej zadowolonych moim pomysłem. Postanowiłam, że odpowiem tutaj na parę z nich : 

TheSimpsonizer - nie zamierzam rezygnować z komedii. W ŻYCIU HORANA, NO! Ale nie mogę ciągle prowadzić takiej sielanki, bo to szybko by się Wam znudziło. Co do tego jestem pewna. 
Igrzyska to tylko pewien etap ich przygód. Tak naprawdę, to dopiero początek, jednakże i w tej obecnej, kiepsko wyglądającej sytuacji też nie będę utrzymywała ciągle atmosfery grozy. 
Caroline - ' marna kopia powieści' - yeah, I know :D nie wiem, czemu nikt się nie domyślił, że specjalnie to robię. to ma być marna kopia. jeśli miałabym to zrobić jakoś super specjalnie, musiałabym na to poświęcić mase rozdziałów, a akcja na arenie potrwa jakieś 2-3. 
No i był jeszcze komentarz Anonimowy. 'na początku było widać dokładnie że przepisane jest prawie słowo w słowo z rozdziału o propagitach' - ALE ŻE SERIO ? O.o Nie no ludzie, nie myślcie że siedziałam przed komputerem z książką i dokładnie kopiowałam to co tam jest. Musiało mi się to zagnieździć w pamięci, ale świadomie bym czegoś takiego nie zrobiła, więc :D

Okej, nawiązując jeszcze do komentarza Margaret. NIE POZABIJAM ICH! XD Jak to się wszystko rozwiąże, sami zobaczycie. 
Okej, łapcie na koniec tego chaotycznego posta przeeesłodkie zdjęcie


Jak mijają wam wakacje?
Av.x

niedziela, 15 lipca 2012

7. Goodbye, my friends



* Ellie *

- Nie czekajcie, i zastanówcie się, kto tak naprawdę jest waszym wrogiem.
Rzuciłam ostatnie gniewne spojrzenie na kamerę, czerpiąc satysfakcję z tego, że to już koniec.
Gdy wreszcie usłyszałam 'cięcie', odetchnęłam z ulgą.
Nie lubię opowiadać bzdur, a teraz moje kłamstwa będą emitowane na całym świecie. Niezła ironia, nie?
Wszyscy siedzą w studio nagraniowym od dwóch godzin, pozując do kamer i wykrzykując bojowe hasła, które mają podjudzać ludzi do buntu. Organizacja która nas porwała najwyraźniej prosi się o wojnę.
Zmęczenie oraz siniaki na naszych twarzach zakryli toną makijażu, którego starczyłoby mi na pomalowanie całego pokoju. Wcisnęli nas w ciemne kombinezony, w których już jutro wyjdziemy na arenę. Zmusili nas do kłamstw. Zrobili z nas ich twarze reklamowe.
Wykreowali naszą trzydziestkę na psycholi, jakimi sami są.
Mogłabym wymieniać i wymieniać fakty, za które ich nienawidzę, ale czy to ma sens? Nie. Nic nie ma już sensu.
Jutro trafiam na rzeź, gdzie zmuszą mnie do zabijania tych których kocham. Nie będę potrafiła patrzeć, jak któryś z chłopców lub Cherry, Jane i Glimmer konają, ani tym bardziej sama poderżnąć im gardło. A no tak, zapomniałam że ja też czekam na nieuchronną śmierć. Ciekawe czy wykończy mnie ktoś z obecnych na sali, czy może zjadając przypadkiem coś zatrutego ułatwię im zadanie. Szczerze to wolę tą drugą opcje.
- Dobra, to tyle na dzisiaj. Teraz idźcie do pokojów, musicie odpocząć. Jutro bardzo ważny dzień!
Tak, pokojów. Nie tej klitce w której na początku mieszkaliśmy.
Tydzień temu przewieźli nas do tego budynku. To był niezły szok, bo każdy dostał wielki apartament, oraz mieliśmy jadalnie, gdzie obsługiwali nas kelnerzy. Znajduje się tu też wielka sala, gdzie codziennie braliśmy udział w treningach, na których uczyli nas jak przetrwać na arenie. Tam przekonałam się, że nawet nie potrafię podnieść siekiery, a nawet jeśli to zaraz się z nią wywalam. Nie mam ani krzty siły w rękach, nie potrafię wleźć na żadne pieprzone drzewo, a między trującymi a jadalnymi jagodami nie widzę ani jednej różnicy. To co, mój nagrobek będzie szary, czy może rodzice skuszą się na czarny ?
Przyzwyczailiśmy się do innego trybu życia, bo nikt nie przypuszczał że pewnego dnia przyjdzie nam walczyć o swoje życie w jakiejś dżungli.
Czytałam Igrzyska Śmierci, jednak mimo słów naszego kochanego 'szefunia' książka nieco odbiega od tego, w czym będziemy brali udział. Nie robiliśmy jakiejś parady rydwanów, ani indywidualnych pokazów swoich umiejętności, nie było też mentorów, ale jedno się zgadzało. Oglądał nas cały świat, bo organizacja codziennie włamywała się do systemu telewizyjnego i emitowała program z nami w roli głównej.
Policja jednak się nie zjawia. Nic, żadnych helikopterów, antyterrorystów, wozów z syrenami. NIKT nie wie, gdzie jesteśmy. W końcu komu przyszłoby na myśl, że udało nam się przedostać przez granice, a teraz siedzimy gdzieś w okolicach równika?
- Ellie, Cherry już z wami rozmawiała? - Liam dogonił mnie na korytarzu, wyrywając z zamyślenia. Coś ze mną nie tak, bo nawet nie zauważyłam kiedy i jak wyszłam z sali treningowej.
Spojrzałam na niego z nieukrywanym smutkiem, bo Cherry nie poruszyła ani nie pozwoliła nam poruszać tematu Josha.
- W nocy, jak szwędam się po korytarzu cały czas słyszę jej wrzaski, ale nigdy nie chciała mnie wpuścić.. a w dzień nie jest lepiej, bo jak nie musi brać udziału w treningach to siedzi nadal pod kluczem w pokoju.
Cherry jest cała. Oszczędzili ją. Może nie zabili jej ciała, ale na pewno pozbawili życia małego chochlika który w niej siedział...Do dziś nie powiedziała nam, co z nią zrobili. Jak pierwszy raz ją zobaczyliśmy, wyszeptała tylko, że to było straszne.
- Może dziś podniesiemy ją na duchu. Postanowiliśmy że zorganizujemy spotkanie.. pożegnalne. - powiedział z naciskiem na ostatnie słowo. Odechciało mi się oddychać, a w gardle poczułam wielką gule. Dopiero teraz zdaje sobie sprawę, że to ostatnie godziny jakie z nimi spędzam.
- Dobra. Będziemy.. Glimmer też jest zaproszona? No wiesz, znamy ją od dawna i..
- Tak, już u niej byłem. Tylko nasza ósemka i Glimmer. Czyli dziewiątka. Nikt nam nie będzie zawadzał, będziemy mogli spokojnie porozmawiać i się wypłakać. - Liam przygryzł dolną wargę, a jego wzrok rozsypał się po podłodze.
Pokiwałam głową wymuszając uśmiech, po czym skierowałam się do swojego pokoju. Poczułam, że po policzku spływa mi pojedyncza łez, chyba rozmazując nienaganną kreskę pod moją powieką. Zwykle kiepsko tłumie emocje, więc i tym razem moje załamanie pewnie było wypisane na twarzy. Zrobiłam parę kroków, ale rozmyśliłam się, poruszając temat który nurtuje mnie od dawna.
- Liam ?
- Huh ?
- Czujesz że to naprawdę jutro ? - odwróciłam się na pięcie, wydając z siebie dziwny dźwięk, coś pomiędzy szlochem a westchnieniem. On też nie wyglądał najlepiej, bo jego wyraz twarzy zdradzał, że podobnie jak ja jest na granicy rozpaczy.
Liam. Nieskazitelny Liam.
Czym on sobie na to zasłużył ? Dość cierpienia doświadczył w życiu..
Poza tym, tak na trzeźwy rozum. Czy ja kiedykolwiek słyszałam z jego ust jakieś wulgaryzmy, niemiłe słowa, obelgi? Nie. Czy on imprezuje do białego rana, przekraczając wszelkie granice? Też nie. No to ja się pytam, za co?
- Nie. Nigdy nie pomyślałbym, że w taki sposób umrę. Miałem nadzieję, że jeśli odejdę tak młodo, spędzę ostatnie minuty w moim łóżku, z rodziną. Mama ostatni raz by mnie przykryła, starannie wsuwając kołdrę pod moje ciało, żebym przypadkiem nie zmarzł. Pocałowałaby mnie w czoło, i życzyła szerokiej drogi. Może nawet zaśpiewałaby mi kołysankę, tak jak piętnaście lat temu.
- Możesz wygrać.- stwierdziłam zgodnie z prawdą, wpatrując się w jego zaczerwieniałe oczy. - Jesteś wysportowany.. dobrze zbudowany.. i inteligentny. A ja? Ważę z 10 kilogramów za mało, nie umiem nawet udźwignąć jakiegoś toporu czy czegoś.. umrę tam pierwszego dnia.
- Nie wygram.
- Ale..
- NIE WYGRAM, SŁYSZYSZ ?! - podskoczyłam ze zdziwienia, bo wydarł się tak jak nigdy. Zresztą, kto widział krzyczącego Liama? - Prze..przepraszam..trochę jestem rozdrażniony. Poza tym kto by nie był? Ale wracając do tematu, zwycięzca i tak jest jeden, a naprawdę sądzisz, że będę nim ja, spośród trzydziestu osób? Nawet jeśli, nie chce nim być.
Dobrze rozumiem, dlaczego tak sądzi. Ja mam podobnie, bo mi także nie byłoby na rękę żyć w świecie bez nich.
W świecie, gdzie brakuje kazań Liama i Jane, nie ma wiecznie głodnych Cherry i Niall'a, walniętego Louis'a, Zayna chodzącego z lusterkiem, ani Harry'ego śpiewającego 'Cat, I'm a Kitty Cat'.
Ah dupa dupa dupa z całym tym bagnem.
- Dobra, to siedemnasta w pokoju Lou. - odwrócił się ode mnie, a odchodząc dodał – no uśmiechnij się. Wtedy wszystko dookoła jest trochę weselsze.
Dobra Liam. Wracając do pokoju będę sobie powtarzać, że ta oto ściana się do mnie szczerzy.

* Harry*

- A pamiętacie jak pofarbowaliśmy włosy Niall'a na niebiesko?
- Dobrze że użyliście chociaż szamponetki, ale szkoda że na 24 myć. Tamtego dnia zużyłem pięć butelek szamponu żeby pozbyć się tego świństwa.
- To szkoda że rok temu nie dość że moje loki potraktowaliście farbą, to jeszcze prostownicą! - powiedziałem z oburzeniem, sprawiając że wszyscy się zaśmiali. Zresztą nie pierwszy raz tego wieczoru.
Myślałem, że wybieram się na zbiorowy płacz, ale dobrze że moi przyjaciele postanowili trochę pozmieniać plany. Skoro spędzamy razem ostatnie chwile, sprawmy żeby były jak najlepsze.
Ta, trochę za swobodnie gadam o tym wszystkim. Może to dlatego, że wciąż nie mogę uwierzyć w to co się dzieje. Nadal nie pozbyłem się bladego cienia nadziei, że już za chwile do pokoju wskoczą gliny i nas stąd wyciągną.
- Dobra, teraz na poważnie. - Jane wyciągnęła z torby plik kartek, i każdemu rozdała po jednej. Uważnie przyjrzałem się zapiskom, informującym chyba o arenie. - Wszyscy z nas czytali igrzyska, więc każdy wie, że przeżyje tylko jedna osoba. Ja jednak myślę, że przed końcem rozgrywek nas stąd wyciągną. Nie wiem tylko ile z nas do tej pory dotrzyma..
No, czyli nie oszalałem do końca, bo jest ktoś kto myśli podobnie jak ja.
- Dlatego musimy się trzymać razem. Pod żadnym pozorem nie pozabijajcie się nawzajem. Nasza dziewiątka ma w nienaruszonym składzie dotrzymać końca, bo zobaczycie, że igrzyska przed ostatnim gwizdkiem zostaną przerwane. Policja w końcu musi nas znaleźć, a wraz z początkiem imprezy wszystkie jednostki dostaną szału, i przetrząsną cały świat w naszym poszukiwaniu.. dobra, tak czy siak musimy się na arenie odszukać. Na przykład, jak drugiego dnia Louis spotka Liama, ma razem z nim szukać reszty z naszej dziewiątki, i tak w kółko. Wiadomo, że pierwszego dnia każdy się rozproszy. To nawet jest konieczne. Gdy tylko skończy się odliczanie, macie biec do lasu, jak najdalej rogu obfitości.
- Zaraz. Chcesz z nas zrobić zawodowców ? - tak, bądź z siebie dumny Styles, przeczytałeś książkę i jesteś znawcą, oh yeah.
- My nie będziemy z przyjemnością eliminować innych, tylko poczekamy aż sami się zatłuką, Harry.
Dobra, wszystko sjupa kjut i te sprawy, ale Jane chyba nie uwzględniła tego, że będą na nas czyhać pozostali trybuci. Nie tak łatwo pozostać niezauważonym.. Poza tym, kto z nas zna się na gatunkach roślin ? Jak zobaczę owoce na drzewie automatycznie je zjem, a tam wszystko może być zatrute. Już nie wspominając o braku wody, bez której nikt długo nie pociągnie.
Posiedzieliśmy jeszcze dwie godziny, a o 23 rozeszliśmy się do pokoi. Ostatnie chwile robiły się bardzo łzawe, ale postanowiliśmy odłożyć formalne pożegnanie na jutro.
Głupi jestem. Mówię o tym, jakby to było nic takiego, a prawda jest taka że 90% wskazuje na to, że jutro stracę ich wszystkich. Nie zrobiwszy tylu rzeczy, nie powiedziawszy Cherry to co miałem wydusić już dawno. Czy ją kocham?
Chyba tak. Nie, nie chyba. Jestem tego pewien.
Jest jedyna w swoim rodzaju. Odkąd ją zobaczyłem, wiedziałem że wkrótce wpadnę po uszy i jak widać się nie myliłem. Chwile, które spędziliśmy w celi utwierdziły mnie w przekonaniu, że to jest TA dziewczyna. A fakt, że mój atak histerii skazał ją na takie męki nie daje mi do dziś spokoju..
Przyjaciele. Ona. Moja rodzina. Moi fani, którzy znaczą dla mnie tak dużo.
W chwili gdy moje serce zabije ostatni raz, przestanę czuć ich obecność. Odejdę, a razem ze mną wszystkie pogmatwane uczucia jakie żywię do tych osób.
Nie wiem kiedy usnąłem. W objęcia Morfeusza ukołysały mnie łzy, które nie chciały przestać ciec.
Nie wiem także ile spałem, bo wydawało mi się że sekundy minęły od zamknięcia powiek do chwili ich gwałtownego otwarcia. Był już dzień, bo słońce raziło mnie mocno w oczy. No tak, nie zasunąłem żaluzji.
Dobra, Harry. Możliwe że ostatni raz budzisz się w łóżku. Wstałem, znowu uświadamiając sobie że ostatni raz coś robię. Tak właściwie może nawet ostatni raz się uśmiecham, patrząc na parę wiewiórek za oknem. Teraz rozumiem czemu Katniss była taka załamana i rozkojarzona jak znajdowała się na moim miejscu.
Zrezygnowałem z prysznica i ograniczyłem się do obmycia twarzy, bo ekipa przygotowawcza i tak ma nas dokładnie wymyć na spotkanie z kamerami. Na arenę wchodzimy dopiero o dwunastej.
Ubrałem się szybko i wyszedłem na korytarz, skręcając następnie do jadalni. Tak Styles, to teoretycznie twój ostatni posiłek. Więc czas napchać się ile wlezie.
W sali nie było nikogo z moich przyjaciół, tak właściwie to świeciła pustkami. W rogu siedziały tylko jakieś dwie dziewczyny, których kompletnie nie znam, a w środkowym stoliku dostrzegłem Taylor Swift rozmawiającą z Justinem. Tak na marginesie nie wiem co ta pierwsza tu robi, bo powinna być w grupie dorosłych.
- Przyjęliście taką samą taktykę jak ja, co? - zagadnąłem, odsuwając krzesło przy ich stoliku.- Ile już w siebie wepchaliście?
- Dwie miski płatków, trzy jogurty, pięć bułek maślanych i 2 z twarożkiem, no i mam zamiar jeszcze wziąć ten deser który jest na 5 stronie menu. - Taylor wyliczała na palcach, podczas gdy Justin wskazał na stertę brudnych talerzy przy punkcie zwrotu naczyń. Zaśmiałem się pod nosem, prosząc kelnera o nie mniejsze śniadanie.
- Kostium się na mnie nie zapnie, a na arenie będę się ruszał jak słoń, ale przynajmniej jestem mądry i jem na zaś. - chłopak poklepał się po brzuchu, opierając się o oparcie krzesła.
- Widzisz Justin ? Nas inteligentnych na świecie mało.
- Tak z innej beczki. Niezła ironia, bo jeszcze niedawno nagrywałam piosenki do soundtracku Igrzysk Śmierci, a teraz sama będę brała w nich udział.
Ranek mijał w całkiem dobrym nastroju. Żartowaliśmy sobie z naszego pecha, ustalaliśmy jakie postacie z książek 'szachujemy' i przerabialiśmy nasze piosenki na bardziej 'igrzyskowe', dzięki czemu przestałem się już tak przejmować tym wszystkim. Skoro to nieuniknione, to po co obmyślać jakieś najczarniejsze scenariusze naszej śmierci ? Tylko psujemy sobie tym samopoczucie.
Około siódmej trzydzieści nasze grono tak się poszerzyło, że musieliśmy złączyć ze sobą trzy stoły. W sumie to fajni z nich ludzie, i jeśli jakimś cudem ujdziemy z życiem musimy wyskoczyć na piwo. Dobrze się bawiliśmy, a gdy zobaczyłem, że i Cherry się uśmiecha, mój nastrój był jeszcze lepszy.
No dobra, wszystko się popsuło jak wezwali nas styliści. Była chyba dziewiąta, więc od wejścia na arenę dzieliły nas zaledwie trzy godziny. Bawili się naszym wyglądem jakieś sześćdziesiąt minut, a potem wcisnęli w czarne kombinezony. Są ciepłe i wygodne, chociaż pewnie i tak nocą będzie mi w nich zimno. Trenerzy zachęcają nas do brania rzeczy z rogu obfitości, a tam na pewno znalazłyby się jakieś śpiwory, ale czytałem książkę i nie jestem aż tak głupi. Z 1/3 uczestników zginie właśnie tam, w pierwszych minutach.
- Trybuci proszeni są na platformę trzecią, powtarzam, trybuci proszeni są na platformę trzecią. - z głośników usłyszałem lodowaty głos kobiety, a zaraz po tym w salonie znaleźli się strażnicy.
Pamiętam z książki, że w tej chwili ekipa przygotowawcza łzawo żegna się z tymi, których stylizowała, ale moi zwinęli tylko swoje pędzelki i ruszyli w przeciwną stronę. Nie ma to jak współczucie.
Zabrali mnie do jasnego pomieszczenia, do którego schodzili się już trybuci. Były tu wszystkie osoby z organizacji, które widziałem jeszcze w starym budynku, gdzie nas przetrzymywali. Ekipa filmowa już wszystko kręciła, a na telewizorach na ścianie dostrzegłem siebie. Włamali się więc już do systemu.
Chwile później przedstawienie się zaczęło. Prowadząca opisywała w jakiej sytuacji się obecnie znajdujemy, co za chwile się z nami stanie, gdzie trafimy. Staliśmy w szeregu, i do każdego z osobna podchodziła, zadając inne pytanie. Chyba każdy postawił na chamstwo, bo Cher na zagadnienie ' Czego najbardziej będzie ci brakować?' wskazała twarze organizatorów i odpowiedziała ' Na pewno nie widoku ich paszczy', a inni także nie szczędzili słów. Ciekaw jestem, na co ja będę musiał odpowiedzieć.
- Teraz czas na Louisa, wokalisty zespołu One Direction. No więc, Loui, pytanie dla ciebie. Co chciałbyś przekazać swojej dziewczynie ?
- Nie mam partnerki. Za to jest jedna, która od dawna mi się podoba, jednak teraz i tak wszystko przepada. - CO?! Nie no, no kurde no nie! I on mi o tym nie powiedział? - Lilo, jeśli to oglądasz.. chociaż wątpię, bo ty nigdy nie zdejmujesz z uszu tych swoich słuchawek.. no, ale wiedz, że żałuje że nie poznaliśmy się bliżej.. i że nie chciałaś wziąć ode mnie marchewki.
Lilo? Jaka znowu Lilo? Ta od Sticha ?
- Harry Styles jako ostatni. - nie miałem czasu myśleć dalej o wybrance Louisa, bo kobieta podeszła do mnie. - Pytanie dla ciebie. Jest coś, czego nie zdążyłeś zrobić, a bardzo byś chciał?
Nie. Tak. Nie. Tak ?
Oczywiście że jest, ale to nie jest jedna zwykła rzecz. No więc nie pobiłem rekordu Nialla w jedzeniu pączków, nie spałem do góry nogami, nie wypiłem wszystkich możliwych smaków Shake'ów.. i...
- Tak. Jest jedna sprawa i nawet chyba zdążę ją jeszcze zrobić.
- Jaka?
Tak, to scena rodem z płaczliwego, romantycznego filmu. Tak naprawdę czuje się jak Peeta, ale Cherry nie będzie moją Katniss. Nie jesteśmy nieszczęśliwymi kochankami z Dwunastego Dystryktu, bo od zawsze i na zawsze będziemy tylko parą przyjaciół. Jednak..
Wyszedłem z szeregu, wprawiając chyba w złość strażników, bo wzięli do rąk karabiny, które były przyczepione na ich plecach. No cóż, pozostaje mi ich ignorować. Co mam do stracenia? Już i tak z góry wiadomo, co mnie czeka.
- Cherry Liliana Night. Albo coś spieprzyłem, ale chyba tak masz na drugie. Kocham cię, kurwa.
Stanąłem przed nią. Teraz już nic się nie liczyło.
Nie ważne, że ogląda nas cały świat. Nie ważne, że zaraz zginiemy. Nic już mnie nie interesuje, tylko jej dwie różnokolorowe tęczówki, w których utonąłem od pierwszego wejrzenia.
Wpatrywała się we mnie ze zdziwieniem, rozszerzając i zwężając usta, jakby próbowała coś powiedzieć. Przestałem panować nad emocjami, bo poczułem, że po policzku spływają mi łzy, tak jak rudowłosej.
- Harry, ja..
Nie dokończyła, bo podjąłem jedną z najszybszych decyzji w życiu, i zatkałem jej usta swoimi. Od tego wszystkiego kręci mi się w głowie. Może byłem zrozpaczony, ale i.. szczęśliwy ?
Marzyłem o tej chwili od dawna, może tylko inną scenerie planowałem. Miałem zaprosić ją na kolacje, miało być romantycznie, ale możliwe że okazji do tego już nie będzie. No, chyba że na arenie upiekę jej wiewiórkę i przygotuje korzonki w kształcie serca.
Usta Cherry smakowały tak, jak sobie wyobrażałem. Nie chciałem przerywać tej chwili, ale usłyszałem za plecami serię donośnych chrząknięć, więc się od niej odsunąłem.
- Przepraszam, ale musiałem. Musiałem zrobić to teraz, bo później nie będę miał już okazji. - z jej oczu wypływały jeszcze większe potoki łez, dlatego ująłem jej twarz w dłonie i starłem je kciukami – Będę cie kochać do końca życia, rozumiesz? A jeżeli jest coś potem, będę cie kochać także po śmierci Cherry.
Puściłem ją, i rozejrzałem się po obecnych. Większość dziewczyn płakała razem z nami.
Organizatorzy oszczędzili sobie czułe słówka, i od razu po mojej akcji kazali ustawiać się w kloszach, które miały wyprowadzić nas na arenę.
- Ej, chodźcie tu. - Liam już na nas czekał. Rozłożył ręce, a każdy rzucił się na niego z ze łzami na policzkach. Wszyscy płaczą. Nawet Lou, co u niego jest rzadkie.
Mam ochotę krzyczeć, płakać, kopać w ścianę i śmiać się histerycznie jednocześnie. Jakim prawem oni mi ich zabierają? Dlaczego to nas spotkało ?
- Spotkamy się na arenie. Trzymajcie się planu.
- Ale jeśli się nie spotkamy.. chce żebyście wiedzieli, że byliście dla mnie kimś więcej, niż przyjaciółmi. - wychrypiałem przez łzy, obejmując ich jeszcze mocniej.
W końcu strażnicy nas rozdzielili, i kazali ustawić się w kloszach. Zanim jednak to zrobiliśmy, Zayn podbiegł do Jane i tak jak ja Cherry, on pocałował ją. Horan za to przytulił mocno Demi.
Zaserwowaliśmy widowni niezłą porcje miłości, i.. zdrady?
Każdy sądzi że rudzielec chodzi z Niallerem.
Czas się skupić. Odgoniłem te myśli, starając się otrzeźwić umysł i myśleć od teraz jak uciekająca zwierzyna. Po pierwsze : wiej od rogu obfitości... dwa : zdobądź wodę.. trzy : nie daj się zabić.
Cherry chyba też o tym myśli, bo dostrzegłem, że również wylicza na palcach. Zauważyła, że na nią patrzę, bo poszła w moje ślady i przyłożyła dłoń do szkła, szeptając coś bezgłośnie.
Ale ja zrozumiałem. Nie miałem czasu skakać z radości, że Cherry przed sekundą wyznała mi na swój sposób miłość, bo klosz zaczął unosić się ku górze. 

**

O ja cie, wreszcie to napisałam. Zabawne, w poprzednim poście obiecywałam wam że szybciej będę dodawała rozdziały, a tu zeszło mi dłużej niż w roku szkolnym >.<
Soł rili sori :< Byłam u babci na wsi ( świnie i te sprawy), jak byłam w mieście spędzałam całe dnie z koleżankami, więc tak wyszło. Mogę was zapewniać, że będzie szybciej jak to robię pod każdym wpisem, ale.. OH STOP IT, PRZESTAŃMY SIE OSZUKIWAĆ XD 
Jak tam wakacje kochani?
Moje nadzwyczaj swojsko, rzeźbię w ziemniakach i te sprawy O.o Szkoda że tak szybko lecą, bo jak myślę o drugiej gimnazjum robi mi się nie dobrze. Oh no, zdradziłam wam mój wiek. Ano trudno. Jestem 14letnim little monster i powinnam oglądać teraz dobranockę, ale cóż :D 
a co do opowiadania, no to tak. po pierwze, wiem ze nadużywam 'no' wszędzie i zawsze, nawet przed chwilą napisałam to denerwujące coś -_-. pooo drugie. tak, zrezygnowałam z opisywania całego tego procesu co jest w igrzyskach śmierci, ale jakoś tak nie było mi swobodnie kopiując wiernie to co jest w książce, więc nieco pozmieniałam. 
TRZY!
ANKIETA ZAMKNIĘTA, KABOOM! Hazziątko wygrało, co uwieczniłam pod koniec rozdziału :D
C Z T E R Y !
małe pytanie. jak trafiliście na mojego bloga? wiecie, próbuje się reklamować i tak dalej, tylko za bardzo nie wiem gdzie. no i jestem ciekawa jakie strony wypaliły. 

Pa miśki, macie na koniec takiego małego głupka :D 
Av. x