środa, 31 października 2012

11. It’s only half past the point of no return


~ PINK - GLITTER IN THE AIR  ~

* Cherry *

Śmierć Glimmer podziałała na nas jak kubeł zimnej wody. Wtedy dopiero zdaliśmy sobie sprawę z tego, że jesteśmy tu by umrzeć. Do tej pory podświadomie nawet nie dopuszczaliśmy do siebie myśli, że ktoś bliski będzie musiał nas opuścić.
Ellie straciła rozum. W ciągu pięciu dni podjęła 6 prób samobójczych, z czego ostatnia skończyła się niemal tragicznie. W ostatniej chwili Zayn złapał ją za nadgarstek.
Urwisko było bardzo wysokie.
A co ze mną? Też mi ciężko. W nocy nie mogę spać, a w dzień normalnie funkcjonować. Cały czas mam przed oczami jej ciało leżące w kałuży krwi, oczy zachodzące mgłą, bezwładnie rozchylone usta..
Jednak ostatnie słowa Glimmer dały nam szanse na przeżycie. Bunt. Rebelia. Powstanie.
Czuję się w stosunku do niej zobowiązana. To była jej ostatnia wola, więc zrobię wszystko, żeby ją wypełnić.
Zaczęliśmy już przedwczoraj. Jak na razie przeciągnęliśmy na swoją stronę dwie dziewczyny, w tym Cher, i troje chłopaków. Jednym z nich jest Justin. Nie mam głowy teraz do tego, w jakiej dziedzinie inni zabłysnęli. Ale to ci z tej grupy, których tyłki warte są paręnaście milionów. Zdołaliśmy znaleźć nawet Liama i Niall'a, co dało nam porządnego kopa na przód. Zaczęłam naprawdę wierzyć, że Harry, Jane i Louis też do nas dołączą.
Że wszyscy będziemy razem, jak w te piątkowe wieczory, gdy gromadziliśmy się u nas w domu. Beztroskie żarty Louisa, telewizor cicho gadający obok, ciepłe kakao. Za tym tęsknie najbardziej.
Czuję się najbardziej zaangażowana w sprawę z buntem. Inni też są strasznie zapaleni, ale boje się że tylko tak sobie gadają. Ja mam już na tym punkcie obsesję. Codziennie budzę się z uśmiechem na ustach, bo w śnie katowałam Josha i innych organizatorów igrzysk. Sama siebie już nie poznaje.
- Przyniosłem te kamienie – Niall po cichu zaszedł mnie od tyłu, położył zdobycze u moich stóp i przykucnął na powalonym konarze drzewa. Przez dłuższy czas nikt się nie odzywał, a w powietrzu było słychać tylko szumienie drzew i moje pocieranie krzemieni o gałęzie.
W końcu Niall chrząknął. Potem drugi, trzeci, dziesiąty raz. Nie podnosiłam nawet głowy, przecież na rozmowę straciłabym za dużo czasu. Jest jeszcze tyle rzeczy do zrobienia, a zegar tyka, powoli i nie ubłagalnie zbliżając się do godziny naszej śmierci.
- Ile jeszcze zamierzasz nas tak ignorować? - wstał, czekając na moją reakcje. Najpierw mówił po cichu, jakby ze skruchą, ale potem zaczął krzyczeć – co myśmy ci zrobili?! Traktujesz nas jak idiotów. Myślisz, że my się nie staramy?! Przecież wiesz że to wszystko nie będzie tak hop siup.
Chyba przypomniał sobie o tym, że nasz bunt to tajemnica, a przecież to wszystko oglądają organizatorzy, bo zamilkł nagle i nerwowo zaczął się przechadzać w tę i z powrotem.
Nadal się nie odzywałam. Bo niby co mam powiedzieć? Tak, jestem psychopatką. Nie chce żebyśmy umarli, więc robię wszystko żeby się stąd jak najprędzej wydostać.
Nie zniosę już tej presji. Każda chwila, ułamek sekundy może być moim ostatnim. Gdy idę gdzieś, nie zrobię dwóch kroków bez ciągłego oglądania się przez ramię i nadstawiania uszu na każdy, najmniejszy szelest listków.
Nagle Niall przykucnął tuż przede mną i otarł mi coś z policzków. Aha, więc się rozbeczałam. Jak zwykle moja bezsilność musi wyłazić na wierzch właśnie w momentach, w których chce zgrywać twardą, zimną sukę.
Nie myśląc za wiele, szybko go objęłam i szlochy jakoś same zaczęły wychodzić mi z gardła. Chce żeby powiedział, że wszystko będzie dobrze, będziemy cali zdrowi i szczęśliwi, już niedługo. Cały ten koszmar się skończy, a igrzyska staną się tylko głupim wspomnieniem.
- Cichutko, spokojnie.- Niall również mnie objął, ale silniej. W tym uścisku czuję się o wiele bezpieczniej niż wcześniej. Chciałabym już w nim zostać, przezimować złe czasy i obudzić się w ciepłym, domowym łóżku – Uda nam się. - wyszeptał tak, aby nikt inny oprócz mnie tego nie usłyszał.
Po godzinie wróciliśmy do naszego obozowiska. Jak za dawnych czasów, trzymając się za ręce. Dłoń Nialla była taka ciepła, delikatna..
kojarzyła mi się z domem.
Przyłapałam się na tym, że nawet się uśmiecham. Tak po prostu, sama z siebie. Gdy zauważyłam ten fakt, jeszcze bardziej zaczęłam się szczerzyć. Po tym jak Niall przełamał barierę dzielącą mnie i ich, którą tak naprawdę tworzyła tylko moja psychika, poczułam się o wiele lepiej. Myślałam, że wszystko co łączyło naszą ósemkę powoli umiera, przez to całe zamieszanie. Dziękuję Ci Boże, że to były tylko moje chore domysły.
Im bliżej nam do obozowiska, tym bardziej słychać harmider i rozmowy. Świetnie. Kompletnie zapomnieli o tym, gdzie są.
Przyśpieszyłam kroku, puściłam dłoń Nialla i przemierzyłam ostatnie metry lasu biegiem. Są głośno, a ja będę jeszcze głośniejsza gdy tam wpadnę. Od razu odechce im się rozmów.
Wbiegłam na środek obozowiska, a wszyscy ucichli gdy tylko mnie zobaczyli. Ja im dam, żeby mi tu..
Zaraz.
Zamiast ośmiu osób, przed jaskinią siedzi trzynaście.
Trzynaście żywych, uśmiechających się osób.
Ogarnęłam szybko wszystkich wzrokiem. Demi, Taylor...
- Jane.. Louis..?
Nie wierzę. Po prostu nie wierzę.
Rzuciłam się na nich jak głupia, a oni na mnie. W rezultacie wylądowaliśmy na ziemi. Potem dorzucił się na naszą kupę mięcha jeszcze Niall, tak samo uradowany odzyskaniem przyjaciół.
Wszystko schodzi na właściwy tor. Horan się nie mylił.
A potem usiedliśmy razem w kręgu i czułam się tak, jak w tamte sobotnie wieczory.
Ale kogoś brakowało. Ta część mojego serca, która należała do niego, była cała poskręcana, wymiętolona i wciąż krwawiła.
Harry'ego nie ma.
Nie widziałam go przez cały pobyt na arenie. Wiem tyle, że żyje – jego zdjęcie ani razu nie wyświetliło się na 'paradzie poległych'. Ale co jeśli właśnie kona w męczarniach w jakimś dole w lesie?
Nie. Nie mogę tak myśleć. Harry ma się dobrze i na pewno znajdziemy go już niedługo. Albo on nas.
- Cherry, chodź się przejść. - Jane stanęła nade mną i podała mi rękę. Chwyciłam ją i wstałam z ziemi, a potem poszłam za nią do lasu.
Nie oddalałyśmy się daleko. Poszłyśmy tylko nad strumyk, ale w takie miejsce, z którego widzimy ludzi i obozowisko. Prawda jest taka, że cholernie się bałyśmy, a najzabawniejsze jest to, że niby nie mamy czego. Wszyscy trybuci są z nami.
Ale nadal nie zapominałyśmy o organizatorach, którzy są naszymi największymi wrogami.
- Słuchaj, um.. - język zaczął mi się plątać. Wiem, że Jane powinna wiedzieć, ale nadal nie oswoiłam się z tą sprawą i ciężko mi o tym mówić – Glimmer, ona..
- Wiem – przerwała nagle, spuszczając wzrok.- Dowiedziałam się zanim wróciłaś z Niallem.
Nie chcę rozmawiać na ten temat. Na samą wzmiankę o jej śmierci poprzewracało mi się w żołądku, a oczy znowu się zaszkliły. Chyba pięćdziesiąty raz dzisiaj.
- Zayn mi wszystko opowiedział.. co mówiła ona.. i Ellie. Jej, jak ją zobaczyłam się rozpłakałam. Wszyscy wyglądamy okropnie, ale El jakby miała się zaraz rozsypać. - przerwała na chwile, bo głos zaczął się jej łamać – Pamiętam jak w piątkę spędzałyśmy każde popołudnie.
Ja, Ellie, Jane, Glimmer i Lilie. Kiedyś wszystkie byłyśmy nierozłączne i cały czas spędzałyśmy razem. I te wszystkie chwile nadal tkwią w mojej pamięci. Zwykle powracają wieczorem i wtedy płacze, że to już nie wróci.
Wszystko skończyło się gdy naszą trójkę odkryła Andrea. Tego samego lata Lilie wyjechała do Włoszech z rodzicami na stałe, a rok później Glimmer też wyrwała się z naszego małego miasteczka, bo sławny projektant przyjął ją na staż.
Skype i telefony nie wystarczyły. Wszystko się dokumentnie rozpadło.
Minęło pełne dwadzieścia cztery miesięce, podczas których całkowicie wrzuciłyśmy się w wir pracy. Zespoł, zespół i jeszcze raz zespół. Aż nagle ni stąd ni z owąd Glimmer zadzwoniła i prosiła o spotkanie. Została u nas na miesiąc, bo strasznie ją namawiałyśmy.
Brakowało nam tego wszystkiego.
- Myślisz że od kiedy one dwie.. no wiesz?
- Od dawna. Bardzo dawna. Ale wydaje mi się, że przekonały się że to coś poważniejszego dopiero wtedy kiedy Glimmer do nas przyjechała. Wtedy Ellie zachowywała się jakby była w siódmym niebie, każdą chwile spędzała z nią.- zamilkłam, zastanawiając się nad sensem swoich słów – I dzień przed tym jak nagle się spakowała i wróciła do Mediolanu strasznie się pokłóciły, pamiętasz? Obie tak płakały, że myślałyśmy, że coś strasznego się stało. I to się stało tego dnia, kiedy ty ja wyszłyśmy na zakupy.
Nawet samą mnie dziwi ten kryminał, który wysnułam. Tak czy inaczej orientacja nie jest teraz ważna.
Ważne jest to, że Glimmer już nie wróci, a Ellie z dnia na dzień trzyma się gorzej.
- Myślisz, że organizatorzy teraz tego słuchają? - zapytała cicho, po chwili przerwy.
- Ba, nawet cały świat. - powiedziałam specjalnie głośniej – I gówno mnie to obchodzi.
Przeskoczyłyśmy na temat jutra. Wszyscy już wiedzą, że chcemy wszcząć bunt. Wiedzą też, że za dwanaście godzin staniemy gotowi do starcia i uzbrojeni po zęby rzeczami z rogu. Zdają sobie sprawe również z tego, że w ogóle nie ćwiczyliśmy ani nie przygotowywaliśmy się. 'Walka' będzie dla nich bułka z masłem.
Ale to nasza jedyna szansa. I wydaje mi się, że tak czy siak jutro zginę.
To śmieszne, ale nawet się tym nie przejmuje. Wszystko się ze mnie spompowało, całe życie wychodzi mi przez rany na ciele i duchu. Jedyne czego chcę to to, żeby inni byli ze mnie dumni. Że babcia z dumą powie, że Cherry Night była jej wnuczką. Nie ta piosenkarka, tylko dziewczyna która postanowiła się sprzeciwić.
Chociaż wolę, żeby żaden z mojej rodziny nie włączał jutro telewizora. Oraz żaden mój fan...oni przecież też są dla mnie strasznie ważni i traktuje ich jak swoich bliskich. Nie chce żeby płakali.
W końcu podniosłyśmy się z zimnej ziemi i wróciłyśmy do obozu. Zayn jak tylko nas zobaczył od razu rozpromieniał, chwycił Jane w objęcia i zabrał na drugi spacer.
Sama poczułam, że się uśmiecham. Może mają mało czasu żeby nacieszyć się sobą, ale zawsze jest to coś. Ile ja bym teraz dała, żeby Harry tu był?
Cały czas o nim myślę. A gdy tego nie robię, to o nim mówię. W kółko.
Mam złe przeczucia, ze stało mu się coś bardzo złego. Codziennie wysyłamy kolejne patrole, żeby szukały pozostałych żyjących trybutów. A teraz tymi 'pozostałymi' jest tylko Harry, który zapadł się pod ziemie.
Do zmierzchu prosiłam ich, żebyśmy zaczekali z tą wyprawą zbrojną jeszcze chociaż jeden dzień. Cały czas łudziłam się, że może w tym czasie On się znajdzie. Wparuje do obozu z tym swoim wiecznym uśmiechem, spojrzymy na siebie i padniemy sobie w objęcia.
Jaka ja jestem głupia.
- Dobra, powtórzę to ostatni raz – na poważnej twarzy Liama tańczyły światła rzucane przez ognisko. Był bardzo spokojny w porównaniu do innych, co bardzo mi imponuje. Nachylił się w moją stronę i zaczął szeptać mi do ucha. Ja miałam powtórzyć osobie siedzącej po mojej prawej, a ona kolejnej. Niby miało to odseparować nas od organizatorów..ale oni i tak dokładnie wiedzieli o naszych planach - Wstajemy o świcie. Oczywiście na noc wystawiamy trzy warty po dwie osoby, które będą się zmieniać. Jak już wcześniej ustaliliśmy będzie to Taylor ze mną, Bennett z Liz i Ty z Niallem. Gdy słońce zacznie wschodzić idziemy do rogu obfitości i bierzemy stamtąd to, co potrzebne. Potem staniemy przed platformą która nas wyniosła na arenę i.. i poczekamy na nich.
Niby postaram się zapamiętać to co Liam mówi, ale jestem zbyt zmęczona żeby trzeźwo myśleć. Więc powtórzyłam piąte przez dziesiąte co powiedział, mając nadzieje że potem inni sprostują moje niedomówienia.
Cały ten plan jest godny ekipy Scooby-doo, ale nie da się wymyślić lepszego. A organizatorzy i tak wiedzą co jest grane. Albo chcą mieć dobre nagrania ostatnich chwil sławnych dzieciaków przed ich skatowaniem, albo nie czekając zaatakują za pięć minut. Już nie wiem co byłoby lepsze.
Siedzieliśmy przy ognisku jeszcze jakieś dwie godziny. Każdy był dla siebie taki serdeczny.. zapominając o tym, że wśród nas siedzi zabójca Glimmer. Właśnie dlatego Ellie stała z boku, wodząc nieufnym wzrokiem po twarzach wszystkich osób. Sama czuje się z tą sprawą paskudnie, a co dopiero ona.
W końcu Liam zarządził pójście do łóżek. O ile trawę i kłodę pod głowe można nazwać łóżkiem.. ale nikt nie narzekał. Wszyscy za bardzo byli pochłonięci myślami o jutrzejszym dniu.
Gdy tylko każdy usadowił się na ziemi wybuchłam wielkim, niekontrolowanym płaczem. Cały czas zatykałam sobie buzię ręką, byleby tylko nikt mnie nie usłyszał. Nie miałabym siły na tłumaczenia, chociaż wszyscy i tak wiedzieliby o co, a raczej kogo chodzi.
Harry.
A potem łzy ukołysały mnie do snu, czyli krainy gdzie wszyscy są szczęśliwi i bezpieczni.

* Niall *

Fajnie. Dopiero usnąłem, a ci już mnie budzą.
Bennett potrząsał mną jak wariat, a gdy wreszcie otworzyłem oczy miałem ochotę mu przywalić. Ale gdy zobaczyłem jego łzy, które lśniły w świetle księżyca, zamknąłem jadaczkę i w ciszy poklepałem go po ramieniu.
Liz obudziła już Cherry, która siedziała na kłodzie przy żarzącym się ognisku. Patrzyła się tempo na zwęglone drewno, a gdy siadłem obok niej nawet nie podniosła wzroku. Objąłem ją i przysunąłem do siebie, żebyśmy trochę się ogrzali. W dzień jest tu bardzo gorąco, ale noce na ogół są chłodne.
Wiem, że Cher twierdzi że potrzebuje ciszy. Ale wiem też, że taka motywująca gadka bardzo ją uspokaja. Tak pragnie dobrych wieści, że gdy już jakieś usłyszy przylega do nich całą duszą.
- On ma się dobrze. Stąd do rogu jest szmat drogi.. jak będziemy tam szli na pewno go znajdziemy. Zobaczysz.
- Też w to wierze, Niall. - powiedziała cicho, ściskając moją rękę – Nawet nie wiesz jak bardzo.
Nie płacze, ale chyba z tego powodu, bo nie ma już na to sił. Teraz jej twarz jest całkowicie pozbawiona emocji – jak będę miała okazje, zabije ich wszystkich.
- Okeeeej – zaśmiałem się – ale uważaj na fryzurę.
Szturchnęła mnie łokciem w bok też się uśmiechając. No chociaż tyle.
- Oj Horan, burczy ci w brzuchu?
- Uznam to za pytanie retoryczne. Od początku wejścia na arenę mój żołądek wydaje takie dźwięki...człowiek je teraz 10 razy mniej niż powinien, czyli ja jem 20 razy mniej.
Udało mi się nawet z nią pożartować. Robiłem wszystko, żeby tylko przestała się zadręczać. Jak teraz się rozsypie, to klapa.
Gdy zaczęło się przejaśniać obudziliśmy resztę. Omówiliśmy jeszcze plan i od razu wyruszyliśmy. Nic ze sobą nie zabieraliśmy, bo czy wygramy czy nie, i tak tu nie wrócimy.
Nie było żadnego krwiożerczego podkładu muzycznego, podniosłej chwili gdy wszyscy kroczą na bój przez las ani nic z tych rzeczy. Po prostu szliśmy i od czasu do czasu wymienialiśmy się jakimiś uwagami. Nic więcej.
Wlokłem się z tyłu z chłopakami, potykając co chwile o własne nogi. Rozmowa cały czas schodziła na tor Harry'ego..wszystko było inne bez niego, a my nie byliśmy sobą. Louis nie żartował, Liam się nie mądrzył, Zayn nie gadał o swojej buźce a ja o żarciu. Czułem się jakby zabronili mi oddychać.
Słońce górowało, więc wybiło już południe. Wtedy wszystkie rozmowy ucichły, bo z lasu wyszliśmy na polane. Od rogu dzieliło nas parę metrów.
I dopiero teraz zaczęło do mnie docierać, jaką wagę ma cała ta sytuacja. Po mojej pewności siebie i spokoju nie było już śladu.
Liam kazał każdemu wziąć to, co uważamy za słuszne. I oczywiście nie miałem pojęcia, co wybrać.
Jako ostatni wyciągnąłem z rogu jakąś kolczastą maczugę i dołączyłem do reszty. I tak nie będę umiał jej używać ani nie będę wstanie kogoś zaatakować. To jest nieludzkie.
Stanęliśmy ramie w ramie, w równej linii i jak zastęp żołnierzy powoli zbliżaliśmy się do platformy która wyniosła nas na arenę. Mam wrażenie, że oni po prostu nas zignorują i nie wyjdą nam na spotkanie. Zmuszą nas do tego żeby tu zostać i pozabijać się nawzajem.
Kiedy byliśmy już blisko szarego wzniesienia, usłyszałem za sobą śmiech.
Kątem oka zerknąłem w bok. Wszyscy się zatrzymali i mieli tak samo przerażoną minę, jak ja.
Zaczyna się.
Odwróciłem się chyba jako jeden z pierwszych. Włos zjeżył mi się na karku, a paznokcie tak wcisnęły w skórę, że chyba zaczęła krwawić.
- No, no, no – dwaj faceci ubrani na czarno stali na dachu rogu obfitości. Wśród nich był Josh, chłopak, który omal nie zabił Cherry, z Harrym leżącym u jego stóp – Miło was widzieć, nędzna grupko wojowniczków.
Tuż przy linii lasu stał szereg mężczyzn. Byli ubrani w jakieś łachy, a w rękach mieli pałki i zwykłe ostrza. Spodziewałem się raczej gości w garniturkach i z pistoletami.
- Inaczej się umawialiśmy. Nie ładnie nie wykonywać naszych poleceń. Ale skoro nie chcecie pozabijać się sami, my to zrobimy. Wasz wybór – Jane wydała z siebie zduszony pisk, co tylko rozbawiło Josha – poprzedzając wasze pytanie moi drodzy, nikt po was nie przyleci. Nie wpadną i nie krzykną 'stój, policja!'. Przykro mi. - zaśmiał się chłodno – oj, biedna, biedna Cherry. Gdybyś tylko widziała swoją minę, suko. I wiedz, że to twoja wina. Gdy tylko dowiedzieliśmy się o tym, że jesteś głównym organem tego waszego powstania, znaleźliśmy twojego kochanego pedałka i torturowaliśmy za twoje błędy. Nie ładnie.
Cherry zaczęła krzyczeć, kląć i chciała rzucić się do przodu, ale Louisowi udało się ją przytrzymać. Ale kiedy go kopnął, sam Tomlinson nie wytrzymał. Liam musiał utrzymać ich oboje.
- A ty, blondyno ? - odezwał się mężczyzna w czarnej kominiarce - Kto to widział, żeby jakaś homo była gwiazdą? Mogłybyście oszczędzić sobie czułości na arenie. Chociaż, miło było zabić Glimmer. Rozdzieliliśmy zakazaną parę, a widzowie pewnie byli zachwyceni. Gdybyś tylko widziała jej minę, jak wbiłem jej nóż w szyj..
Nie dokończył, bo strzała z łuku Ellie przeszyła jego tętnice.
I wtedy zaczęliśmy biec. Tak jak oni. Wszyscy rzucili się do boju oprócz Josha, który nadal z drwiącym uśmieszkiem tkwił przy Harrym.

* Harry*

Leżałem na łące, pod dużym drzewem z różowymi liśćmi.
Kwiaty kwitnącej wiśni. Zawsze chciałem mieć takie za oknem.
Nagle zza krzaków wyszła Cherry..zaczerwienione policzki, różnokolorowe oczy i rozwiane włosy. Obrazek, który śni mi się po nocach.
Chciałem się poruszyć, ale nic z tego. Ciało dalej było sparaliżowane, a ja tkwiłem na tej trawie.
Zaczęła powoli się zbliżać, ale nagle jej twarz przybrała całkowicie inny wyraz. Była zrozpaczona, jakby ktoś nagle kopnął ją w brzuch.
Trawa zmieniła się w szarą posadzkę, ptak, siedzący na moim ramieniu w czyjś but, a ciche szumienie lekkiego wiatru w krzyki i zawodzenie.
To znowu się stało. Już ciężko odróżnić mi moje urojenia od rzeczywistości.
Zacząłem kręcić głową jak najszybciej umiałem, co sprawiło mi straszny ból, ale nadal potrząsałem lokami dając jej do zrozumienia, żeby się wycofała. Gdy Josh się odwróci. Gdy ją zobaczy.
Wtedy umrze, tak jak ja umieram w tej chwili.
Ale zauważył. Nie miałem siły nawet krzyknąć, poruszyć palcem czy zajęczeć. Po prostu patrzyłem, jak się do niej zbliża i jak chce zabić cały mój świat.
A wtedy usłyszałem dźwięk tłukącego się szkła. Cherry leżała obok mnie, uśmiechała się, ale z jej ust leciała krew. Czyli umrzemy. Razem.
Ktoś mnie podniósł i powiedział, ze wszystko będzie dobrze.
****

WITAJCIE LUDY ME, OTO PRZYBYWAM NA MOIM WIERNYM RUMAKU!
DZISIAJ HALLOWEEN! Mówię ojcu : ej tato, jak cie przestraszę to kopsniesz to coś słodkiego? a on na to : no to powodzenia. więc dwie godziny potem przychodze zapłakana i mówie :' jestem w ciąży. HAHAHAHAA SUCHAR TIME! ' biedaczyna aż dał mi całe opakowanie biedronkowych cuksów, ah XD
ano, dziś środa, i czekam jak na szpilkach do 21. ciekawe, co to za wiadomość od chłopców.. JEŚLI KONCERT, TO GWARANTUJE WAM ŻE AVICII SIĘ POSRA :D
dobra, a teraz przejdźmy do interesów. A WIĘC OBWIESZCZAM WAM, ZAPRAWDĘ, ŻE IGRZYSKA DOBIEGŁY KOŃCA! kretyni wracają do domu żeby przez dwa następne rozdziały zwijać się w spazmach bólu i goryczy, a potem być jeszcze głupsi niż ustawa przewiduje. to taki prolog xd
+ co do przyszłych rozdziałów, będę w nie wplatać wspomnienia Ellie, bo jej historia też musi mieć swoje pięć minut w tym opowiadaniu.
szczerze mówiąc temat igrzysk też aż do wyrzygania mnie męczył, bo na początku myślałam ' ojej, cóż za sjupa pomysł dziewojo, to na pewno będzie strzał w 69wiątkę', ale teraz widze tego konsekwencje. bohaterowie będą zmęczeni nie tyle co fizycznie a psychicznie, i zanim wszystko wróci do normy  musi troche minąć. ale jakoś damy rade : ) 
okej kończe moje zrzędzenie, bo pewnie nie chce wam się już tego czytać. więc BYWAJCIE MOI MILI ! :D