sobota, 29 września 2012

10. It's always darkest before the dawn


Od Zayna tak śmierdziało, że było go czuć w całym lesie. I gdzie ten jego niezawodny antyperspirant, sprawdzający się w każdych okolicznościach? Przez ten odór nie tylko wywęszą nas dzikie zwierzęta, ale i trybuci.
- Malik, naprawdę nie mogłeś zająć się swoją higieną rano? - szturchnęłam go w ramię i od razu tego pożałowałam. Po jego rękach spływają hektolitry potu.
- Ja przynajmniej nie chciałem marnować zapasów wody jak ty. - odgryzł się przecierając czoło – ale nie martw się, też nie pachniesz najlepiej, więc witaj w klubie.
- Hej, mogłeś pójść nad jezioro. - powiedziałam, a gdy już otwierał buzie żeby protestować dodałam - i nic mnie nie obchodzi to, że jest daleko od dziupli.
Trudno, zrzucę nasz pot na temperaturę, bo w słońcu jest z 40 ileś stopni, a dopiero mamy 11 godzinę. Jak znajdę jakieś gniazdo, od razu rozłupie pierwsze lepsze jajko na kamieniu, który nie jest w cieniu i wreszcie zjem jajecznice. Z taką temperaturą nawet będzie przypieczona.
Dziś rano Zayn uparł się na 'wyprawę badawczą'. Strasznie chciał wczuć się w role Katniss i ustrzelić kilka wiewiórek, celując niezawodnie w oko zwierzyny. Fajnie że jako broń ma kamyk, a ona pierwszorzędny łuk, ale pozwólmy czuć się Malikowi like a boss.
Drugi cel którzy mu przyświecał o wiele bardziej podszedł mi do gustu.
' Poszukamy reszty, co ty na to? '
Znalezienie mojej 'drużyny' w nienaruszonym stanie byłoby dla nas spełnieniem marzeń. Wiem, że raczej nie będzie to proste, ale wiem też że żaden z nich nie zginął. Każdej nocy wyczekiwałam ze ściskiem żołądka na prezentacje poległych, ale na szczęście nie widziałam wśród nich twarzy moich przyjaciół.
- Ej Cher, nie zastanawiałaś się kiedyś nad tym, że.. ta arena się gdzieś kończy? Czemu po prostu nie spróbujemy..
- W książce było pole siłowe, więc tu pewnie też jest. - przerwałam mu, zanim palnąłby głupotę za którą słono byśmy zapłacili - Chociaż nie jestem pewna czy takie coś w ogóle istnieje.
- Wiem, że było pole – ściszył głos i podszedł bliżej mnie – ale czytałaś drugą część prawda? Czego nauczyli Katniss ci stuknięci naukowcy?
- Cicho bądź, przecież nas słyszą i mogą wziąć to za rozważanie wszczęcia buntu – ale tak czy siak Zayn coś mi przypomniał. Pole ma słabe miejsca, przez które można 'przejść' lub je mocniej rozerwać. Oczywiście istnieje szansa, że skończymy tak jak Peeta albo i gorzej gdy próbował tam podejść – To niemożliwe. A teraz się pośpiesz, bo musimy wrócić do dziupli przed zmrokiem. Jeśli na tej arenie też są zmiechy jak w książkowej, to będziemy mieć spore kłopoty.
Podeszłam do kolejnego drzewa i mocno przejechałam kamieniem po jego korze, żeby wiedzieć którędy wracać. Ale to nie możliwe. Nie da się stąd uciec.. no nie?
Zayn trochę ucichł, odkąd zdeptałam jego ambicje, ale potem nakręcił się na nowo i znów zaczął trajlotać. Uciszałam go z 15 razy podczas godziny, którą przeszliśmy od rozmowy o polu magnetycznym. Gderał przejęty jak nie o tym, to o tamtym, co chwile zmieniając temat. Do tego jego gestykulacja płoszyła wszystkie zwierzęta. Nie ma to jak subtelność.
- Słyszałaś to? - powiedział nagle ciszej, porzucając dyskusje o istnieniu jednorożców.
- Co? W tym lesie usłyszeć można jedynie ciebie kretynie. - zatrzymałam się i wyczerpana oparłam się o drzewo.
- Jakby.. szuranie o liście. I sapanie. O nie, może władca jednorożców usłyszał jak mówiłem o tym że jego poddani to spasione, schizofreniczne świnie i teraz chce się na nas odegrać. Przepraszam, to tylko futro ich pogrubia, przepraszam!
- ZAYN ZAMKNIJ SIĘ DO CHOLERY JASNEJ ILE RAZY MAM CI MÓWIĆ!
Wydarłam się na niego zapominając o tym, że w lesie może się roić od wielu trybutów i nie tylko. Dobra, nie przemyślałam tego, ale przez jego bezsensowne trajkotanie nie mogę zebrać niczego w kupę.
Otworzył buzie chcąc już zaprotestować, ale zamiast cokolwiek powiedzieć trzymał ją szeroko otwartą i wpatrywał się we mnie z przerażeniem. Wiem, nie podobne do mnie żeby drzeć się jak stare prześcieradło pobrudzone jedzeniem Nialla, i teraz żałuje tego wybuchu złości.
- Zayn? Wszystko okej?
Nie odpowiedział, tylko pokręcił głową oddychając głośno. To mi się niezbyt podoba.
Potem wskazał na coś za moimi plecami.
Cała się najeżyłam, czując nawet jak włoski na plecach stają mi na baczność. Fala gorąca i adrenaliny oblała moje ciało, w uszach słyszałam przyśpieszony łomot serca, a ślina uwięzła w mojej szyi..
Setki czarnych myśli w ciągu kilku sekund przebiegają przez głowę, nogi wrastają w ziemie, a cały strach potęguje przeraźliwe sapanie za mną.
To nie ktoś, a coś jest za mną. A ta opcja jest jeszcze gorsza od mierzenia się z trybutem.
Potem wszystko przeleciało mi przed oczami, a ja jak na złość byłam pogrążona w letargu, przez co kiepsko było się ogarnąć i racjonalnie myśleć.
Odwracam się, jednak szybko zabieram głowę najeżona jeszcze większym strachem. Skaczę w stronę Zayna, o wiele bardziej osłupiałego ode mnie, i ciągnę go za sobą. Co mi pozostało do zrobienia? Biegnę na oślep, przewracam się, wstaję, znowu upadam, zaplątuje się o gałęzie, ale nadal staram się nie zwalniać tempa. Nie teraz. Nie tutaj. Nie z tym czymś na ogonie.
- Co to jest?! - wysapał Zayn, zaciskając mocno palce wokół mojego nadgarstka, co normalnie bolałoby jak diabli, ale teraz nie mam do tego głowy.
- Zmiechy. Na pewno. Widziałeś gdzieś trzymetrowego lwa, tygrysa czy czym tam to jest?
Wstrzymałam oddech i spojrzałam przez ramię. Trójka potworów biegła za nami, szczerząc kły i wydając przerażające dźwięki. To bestie zaprogramowane przez organizatorów na zabicie każdego trybuta jakiego napotkają na swojej drodze. Nie spoczną, póki nas nie dorwą.
Jedyna rzecz na naszą korzyść to pobyt w lesie. Zmiechy są tak duże, że przechodzenie między drzewami bądź co bądź sprawia im problem. Gdy zarośla rosną bardzo blisko siebie, muszą je staranować, a dzięki temu zyskujemy parę sekund przewagi.
Ale one suną jak tury, przewracają drzewa które są na ich drodze, nie przejmując się konsekwencjami. Zniszczenie nas jest ważniejsze niż ich życie.
- Zayn, nie możemy wyjść na żadną polanę, musimy schować się gdzieś gdzie nie zdołają wejść. - powiedziałam ledwo co, bo przez ścisk w gardle ciężko było mi cokolwiek wysapać.
Biegniemy już spory kawał czasu, a nogi powoli odmawiają mi posłuszeństwa. Bestie nie zwalniają, za to ja i Zayn owszem. Jedyne na czym możemy polegać to adrenalina która teraz płynie w naszych żyłach, bo dzięki niej w ogóle utrzymujemy się jeszcze na nogach.
- Cherry utrzymuj tempo! Już niedługo znajdziemy jakąś kryjówkę, spokojnie. - tym razem Zayn przejął dowodzenie, pociągnął mnie za ramię w lewo i kompletnie zmienił nasz kierunek. To chyba trochę zdezorientuje bestie. Mam nadzieje.

* Zayn *
Nie mogłem się teraz poddać. Nie czułem nóg, ale nie zwalniałem i co chwile krzyczałem do Cherry jakieś motywujące teksty. Teraz wiem, że na mnie liczy, bo sama opada z sił, więc nie mogę jej zawieść. Tylko co zrobić gdy na ogonie masz potwory, a wokół ani jednego miejsca gdzie mógłbyś się schować? W książce Katniss i Peeta weszli na Róg Obfitości, a jedyne wysokie punkty wśród nas to drzewa. Zmiechy które nas gonią z łatwością mogą je staranować.
- Zayn, przed nami rozwidlenie lasu i łąka! Musimy zawrócić, one tam nas dopadną, wiesz o tym!
Prawda. Przed nami jest polana, ale za nią coś w stylu gołoborza. Skały są tam wielkie, więc możemy się gdzieś schować. Chyba warto zaryzykować.
Pociągnąłem Cherry mocniej, a ta wyrywała się, klęła i krzyczała że chce nas skazać na śmierć, ale nie udało jej się wyrwać z mojego uścisku.
Mamy do przebiegnięcia około 400 metrów. Jeżeli będziemy sprężać..
- To nasz ostatni odcinek do pokonania. I ostatni jeżeli się uda, i ostatni jeżeli się.. nie uda. Biegnij jak najszybciej!
I stało się. Wraz z przekroczeniem granicy linii drzew poczułem się, jakby ktoś mnie rozebrał. Zero kamuflażu, zero miejsca do schowania się. Ale to nasza jedyna szansa.
I nagle stało się coś strasznego. Ze strony gołoborza wyszła reszta watahy zmiechów. Cherry zaczęła piszczeć, ściskając moją rękę strasznie mocno. A więc.. tak to się musi skończyć.
Idąc na arenę nie sądziłem, że zginę w taki sposób. Myślałem dzieła dopełni któryś z trybutów, ale ciągle miałem nadzieję, że może uda się nam wszystkim przeżyć. Tylko dzięki tej myśli nie postradałem zmysłów i nie podciąłem sobie żył ostrzejszym kamieniem. A jednak, kto postawił w zakładach na naszą śmierć przez rozczłonkowanie za sprawą tych kłów, wygra.
Okrążyły nas z wszystkich stron, tworząc mur i zasłaniając jakiekolwiek drogi ucieczki. Z ich gardeł wydostają się pomruki, a ja mam coraz większe wrażenie, że ich paszcze wykrzywiają się w kpiącym uśmieszku. Chyba już postradałem zmysły.
- Nigdy nie słuchasz tego, co do ciebie mówię. Nigdy. - Cherry cicho szlochała za moimi plecami. Oparła się swoimi o moje i splotła nasze ręce. - Pamiętasz jak schowałeś puszkę z colą do naszej zamrażalki ? Wybuchła, a razem z nią cały sprzęt się rozsadził. Cały czas gderałam żebyś tego nie robił.
- Cherry..
- Nie, nie. Wiesz, może to nawet lepiej. Cały czas robiłam wszystko żeby uciec od tego, co jest mi pisane. A przeznaczeniem wszystkich trybutów z wyjątkiem jednego jest śmierć. Może czas się s tym pogodzić.
Gdy jeden z 'lwów' wystąpił z szeregu, kazałem Cherry zamknąć oczy. Sam zrobiłem to samo i zacząłem się modlić, żeby nie bolało tak bardzo.
Nagle coś ze świstem przeszyło powietrze. Zmiechy zaczęły piszczeć, ale ich odgłosy z biegiem sekund zaczęły być mniej słyszalne.
- Jeju Zayn. To zasłona dymna.

* Cherry *

Nie mam pojęcia o co chodzi. Przecież organizatorzy chcą naszej śmierci, więc czemu zsyłają nam pomoc? Nagle doznali oświecenia?
Zayn złapał mnie za ramię, ciągnąc mocno w swoją stronę. Ciekawe skąd w ogóle wie gdzie idziemy, bo ja nawet nie widzę czubka swojego nosa.
- Staraj się nie oddychać dopóki nie wyjdziemy z tego dymu! - powiedział..zaraz. To nie jest głos Malika. On brzmi jak pomieszanie mamuta z wydrą, a ten ktoś..
To kobieta?
Nie mam pojęcia co teraz zrobić. Jeśli to jakiś wróg, to może mnie w każdej chwili zabić, ale.. dopiero co uratował mi życie. To byłoby bez sensu, chyba że to jakiś psychopata który lubi robić wszystko po swojemu.
Widoczność powoli stawała się lepsza, a kontury tajemniczej postaci coraz bardziej wyraźne. Jest szczupła. Tylko tyle mogę o niej powiedzieć.
Dym zaczął dawać się we znaki, bo zaniechanie oddychania utrudnia mi duszący kaszel. Substancja zaczęła atakować też moje oczy, bo strasznie pieką i zaczynają łzawić, a wszystko dookoła niekształtnie wiruje. I w kółko, i w kółko. Glimmer, co ty tu robisz?
Zaraz. Ellie ? One, tutaj? Z dwiema głowami? Od kiedy drzewa rosną na niebie?
- Cherry, teraz już oddychaj, jesteśmy na czystym powietrzu. Wdech i wydech. To trujący gaz, wywołuje halucynacje. - słowa karykatury Glimmer dudniły echem w mojej głowie, a mimo że zasłoniłam sobie uszy, nadal odbijały się o ściany czaszki. I znowu, i znowu.
Posadziła mnie na dużym głazie i zmusiła do włożenia głowy między nogi. Chyba nogi. Teraz kojarzą mi się z dwiema kłodami.
Naglę pisk w uszach ustał, a gdy podniosłam głowę widziałam wszystko aż nadto wyraźnie. Obok mnie siedział Zayn, który nadal trzymał łepetynę przy kolanach, a dziwolągi przeistoczyły się w prawdziwą Ellie i Glimmer, które od razu rzuciły się na mnie z dzikimi okrzykami.
- Wiedziałam że wreszcie się znajdziecie! Skoro was możemy odhaczyć z listy, został nam Liam, Niall, Louis, Harreh i Jane.- Ellie zaczęła piszczeć, krzyczeć i Bóg wie co jeszcze robić, zapominając kompletnie o zachowaniu jakiejkolwiek dyskrecji. Ale cieszyłam się z jej jazgotu mimo wszystko, i bardziej niż kiedykolwiek.
W drodze do kryjówki dziewczyn, opowiadaliśmy sobie to, co dotychczasowo spotkało nas na arenie. Ellie z Glimmer w porównaniu do nas wiodły spokojne życie. Podczas gdy wypłakiwałam dwa litry wody, uciekałam przed zmiechami i walczyłam z Dianną, one gromadziły zapasy, urządzały mieszkanie i – co najbardziej mnie zdziwiło – cały czas brały rzeczy z rogu obfitości. Oprócz naszej grupy jest jeszcze jedna, urzędująca właśnie w tamtej okolicy. Jedna odwracała ich uwagę, a druga dobierała się do zapasów. I tak w kółko. Zawodowcy z naszej areny mogą pozazdrościć książkowym sprytu. Jednak dzięki ich niezorganizowaniu teraz żyję, bo dziewczyny zgarnęły z rogu obfitości właśnie granaty dymne.
- Teraz w lewo i.. ta dam. Oto nasza kryjówka. - dziewczyny doprowadziły nas do wielkiego wodospadu, szczerząc się jak Niall do hamburgera.
- Co ja, syrena? Jak mamy mieszkać w wodzie? - zmęczenie dawało się we znaki, bo ledwo stałam na nogach. A teraz przeszłam kawał drogi żeby podziwiać wodospad.
- Zawsze mówisz że Zayn to kretyn, ale chyba ty też złapałaś tą chorobę – Ellie posłała mi sójkę w bok i pociągnęła mnie za sobą. Przeszliśmy przez wewnętrzną stronę wodospadu, wcale się nie mocząc i dotarliśmy do..
- Wow.. jaskinia. Nie wpadłbym na to.. nie słuchałem na geografii.
- Pewnie gapiłeś się w lusterko schowane w otworzonym piórniku, hę?
W środku było nawet przytulnie, tylko trochę wilgotno. Jaskinia była na tyle duża, że nie dość, że wszyscy się tu zmieściliśmy, to wcale nie było ciasno.
Byłam tak zmęczona biegiem, że nie przejmowałam się wczesną porą i od razu zadeklarowałam, że położę się spać. Dziewczyny wykradły z rogu duży plecak, którego użyłam jako poduszki. Miło od kilku dobrych dni się na czymś położyć. Nie jest to jasiek z jedwabiu, ale też wygodny.
- Cherry, wstawaj! - ktoś nagle mną potrząsnął. No super. Dopiero się położyłam, a ci już coś ode mnie chcą.
- Zayn, debilu, czego ty ode mnie chcesz co? Przed chwilą zamknęłam oczy.
- Aha.. fajnie wiedzieć. Nie żeby coś, ale jest ranek, a położyłaś się spać wczoraj po południu. Dziewczyny czekają już przed jaskinią, mamy znaleźć coś do jedzenia i iść nad jezioro.
Wcale nie czuje się jak osoba, która przespała tyle czasu. I teraz mam jeszcze uganiać się za wiewiórkami.. suuuper.
Wygramoliłam się za Zaynem z kryjówki i podeszłam do Ellie, która siedziała na dużym głazie i ostrzyła kamieniem długi patyk. Trochę się porozciągałam i od razu poczułam palące pragnienie. Chyba pójście nad jezioro nie będzie takie złe.
- To co, gdzie Glimmer?
- Przed chwilą zauważyła wielkiego oposa, ale uciekł więc pobiegła za nim. Może będziemy mieli świeże mięso na śniadanie – odpowiedziała nie odrywając się od pracy nad patykiem, który wcale nie przybierał kształtu ostrej dzidy. Tym raczej niczego nie upolujemy. - Mogłabyś nie szwendać się tak i na coś się przydać kotku. Kamieni masz tu pod dostatkiem, znajdź sobie jakiś ostrzejszy a potem zajmij się drugim patykiem.
Razem z Zaynem usiedliśmy obok niej i zajęliśmy się ostrzeniem gałęzi. Trochę rozplanowaliśmy dzisiejszy dzień, potem poplotkowaliśmy, czekając cały czas na powrót naszej przyjaciółki.

* Peter Vronsky - Reprise *

Nagle powietrze przeszył przeraźliwy krzyk. Cała się zjeżyłam, bo.. ten głos należał do jednej z nas.
- Glimmer.. GLIMMER! - Zanim zdążyłam dobrze zastanowić się nad tą całą sytuacją, Ellie wypruła w las jak z procy. Ruszyłam szybko za nią, a tuż obok mnie biegł Zayn.
Co chwile słyszeliśmy kolejne piski, które przeplatały się z krzykami zrozpaczonej El. Ja w głowie miałam tylko jedno – Oby nie było za późno.
Kilka sekund później ją dostrzegłam. Leżała na skale tuż obok przepaści, a nad nią klęczała Ellie.
Starałam się przekrzyczeć wszystkie moje myśli, spróbować się opanować, ale czarny scenariusz na dobre usadowił się w mojej głowie.
Glimmer umiera.
To było widać z daleka – kilka krótkich noży tkwiło w jej brzuchu, klatce piersiowej, szyi..
- Boże.. - nic więcej nie mogłam z siebie wydusić, klęcząc obok niej. Czułam jak łzy bezwładnie spływają mi po policzkach, a potem rozbijają się o twarz mojej przyjaciółki. Z jej ust sączyła się już krew, tak samo jak z licznych ran na całym ciele.
- Hej, nie beczcie jak małe dzieci. Przecież to tylko parę zadrapań, nie? Gorzej miałam po konfrontacji z kotem – mimo wszystko nadal się uśmiechała, delikatnie ściskając dłoń Ellie, która najbardziej przeżywała całą sytuacje. Cała się trzęsła i nie mogła nabrać oddechu – Zayn, musisz się zaopiekować dziewczynami, a wy musicie zaopiekować się nim, dobrze?
Pokiwałam lekko głową, strząsając przez to wielkie jak grochy krople z moich policzków. Ścisnęłam jej drugą dłoń, wtulając ją mocno w swoją szyję. Chcę zapamiętać wszystko : sposób, w jaki mówi, trzepocze rzęsami, śmieje się, i jak pachnie. Żadnego z tych wspomnień nie wypuszczę z mojej głowy, żeby czuć jej obecność mimo tego, że już odchodzi.
- Pamiętajcie że zawsze będę was kochała i nieustannie będę z wami. Coś jak anioł stróż, nie? Ale teraz..musicie znaleźć resztę naszej grupy. - jej oczy powoli zachodziły mgłą, usta całkowicie bledły, a oddech stał się strasznie płytki. Nie miała już sił, żeby cokolwiek głośno powiedzieć, dlatego cicho wyszeptała – Musicie to wygrać. Wszyscy. Przeciągnijcie na waszą stronę tylu trybutów, ile się da. Musicie wszcząć.. bunt – ostatnie słowo było ledwie słyszalne, ale zdołałam je wychwycić. Mam nadzieję że żadna kamera nie.
Jej powieki zaczęły opadać, powoli, jak w jakimś filmie. Gdy się zamknęły, miałam wrażenie że słyszę dźwięk metalowej bramy, uderzającej o posadzkę.
Ellie zaczęła krzyczeć. Policzkowała Glimmer, kazała się nie wygłupiać i natychmiast otworzyć oczy. Ja tylko siedziałam, i tempo wpatrywałam się w usta przyjaciółki, na których dopiero malował się uśmiech. Żywy, szczery uśmiech Glimmer.
- Nie rób mi tego! Nie możesz mnie tak po prostu zostawić, słyszysz?
Ellie opadła na wilgotną ziemie obok niej, zaczęła się sama bić i ciągnąć za włosy. Zayn szybko do niej podbiegł i złapał za oba nadgarstki, jednak ta zaczęła bo kopać i gryźć. Rozpacz, obłęd i szaleństwo – to słowa trafnie opisywało stan, w jakim się znajdowała. Ja tylko milczałam. Nie dlatego, że konanie mojej przyjaciółki nie jest dla mnie krzywdzące. Nie umiem tylko wydusić z siebie nic, bo nadal nie wierze w to, co się dzieje. Może Zayn wcale nie obudził mnie na polowanie. Może nadal śpie, a gdy wstanę Glimmer będzie obok. Zacznie żartować z moich brudnych ciuchów i zaspanych oczu.
Tak.
To musi być sen.
- Uspokój się, Ellie, wszystko będzie dobrze i..
- Jak mam się uspokoić?! Nic nie będzie dobrze, nie rozumiesz?! Ona więcej już nie otworzy oczu, ona umiera, nie obchodzi cie to?!
- Ale..
- Zamknij się debilu! Nienawidzę cie! Nienawidzę całego tego świata! - Ellie przestała się rzucać i bezwładnie opadła na Zayna – Dlaczego ona? Daje światu tylko uśmiech i dobro.. nigdy nie zrobiła nic złego.. to ja powinnam iść za tym oposem. Nie Glimmer.. kto jej to zrobił?- blondynka wybuchła jeszcze większym płaczem, wtulając się w ramie Zayna – Ja ją kocham. Nie tak, jak ty kochasz Liama czy Nialla. Tylko tak jak Jane.
Powietrze przeszył wystrzał z armaty.
Glimmer umarła.
**
KURDEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE
po 1 żal mi mnie
po 2 żal mi tego
i w ogóle nonono fsnaknkdbnkdj.
dobra. już się ogarniam xd troche głupio mi teraz przed wami, bo nie pisałam od.. 2 miechów? coś takiego. wiecie.. początek roku szkolnego.. mam po 5 testów w tygodniu pomimo ze to dopiero wrzesień (!!!) :C 
dobra nie będę się już rozwodzić. mam talent trwa a ja nie mam podzielnej uwagi x.x 
teraz szybko jeszcze odnośnie fabuły. tak, rozdział dziwny i mi też się niezbyt podoba. koleżanka odradzała mi ten wątek Glimmer x Ellie, ale chce tym opowiadaniem coś wnieść do życia czytelników. będę starała się w nim umieszczać różne postacie - ciemnoskóre, jasnoskóre, niepełnosprawne, pełnosprawne, grube, chude, hetero i homo - bo chcę wywalczyć trochę respektu i tolerancji. ostatnio tyle nienawiści jest w internecie, aż ciężko na to patrzeć.  ale nie chcę temu ulec i pokazać co o tym myślę. to tyle.
ten rozdział jest przedostatnim, podczas którego bohaterowie będą na arenie. jak pewnie niektórzy wywnioskowali, w przyszłym będzie rzeeeeź XD 
dobra lecę miśki, wybaczcie mi ten kiepski rozdział i długą przerwe. poprawie się, a przynajmniej sie postaram! anoanoano, i jeśli są jakieś błędy, to przepraszam :<
Av.x