Ta, wiem, że mnie zabijecie. Ile to minęło od ostatniego rozdziału? Miesiąc? Oh dear, przepraszam :( Dopiero mam 2 strony napisane, soła... keep waiting. Jak dobrze pójdzie skończę go w ten weekend.
Tak na osłodę, podrzucę wam coś co zrodziło się w moim łebku pare miesięcy temu. Napisałam ot tak prolog, ale nic z tego raczej nie będzie.. przynajmniej nie teraz. Jak skończę ten blog *chociaż z częstotliwością wrzucania wpisów to chyba nastąpi za 5 lat* może się za to zabiorę. Nie wiem. Oceńcie sami. Notkę po wrzuceniu rozdziału albo usunę, albo przeniosę do innej podstrony. Blogspot jest trochę.. no nie wiem, ciasny? x
John
Mayer – Slow dancing in a burning room
Liv
Lascaux wyjęła ostatnie dwie strzały, jakie jej pozostały.
Drżącymi rękoma złapała rękojeść łuku, zaczepiając jedną z
broni o jego cięciwę. Wiedziała, że nie spudłuje. Ale chyba
pierwszy raz w życiu żywiła wielką nadzieję na to, że tym razem
chybi.
Spojrzała
ostatni raz na jej Harry'ego,
który za kilka chwil stanie się jego Harrym.
Umówiła się z nim w ich tajemniczym miejscu,
o którym nikt inny nie wiedział. Nie wiedział do tej pory, bo
chwilę temu na dachu zjawił się Louis. Był trochę skołowany, bo
zamiast kędzierzawego przyjaciela miał tu spotkać Liv.
Harry
też nie wiedział, co najstarszy członek jego zespołu tu robi, ale
podszedł do niego zadowolony i zaczął rozmowę. Jednak myślami
cały czas wędrował wstecz, wspominając wczorajszy spacer z
Lascaux. Chłopak nie wiedział, że to będzie ich ostatnie
spotkanie w jego życiu. Liv też dowiedziała się o tym dopiero
zeszłego dnia.
-
Oddaje cię w lepsze ręce, Harreh – dziewczyna zagryzła mocno
wargi, starając się zdusić szloch. Łzy spływały ciurkiem z jej
błękitnych oczu, które strasznie wyblakły od parogodzinnego
płaczu.
Nadal
nie wierzyła, że to tak musi się skończyć.
Wraz
z naciąganiem cięciwy przez jej głowę przewijały się chwile,
które razem spędzili – począwszy od przypadkowego spotkania i
skończywszy na wczorajszym wieczorze, gdy jego usta ostatni raz
złączyły się z jej wargami. Nie chciała tego. Ale była
przekonana, że skoro Pan
tego chce, sprawa jest słuszna.
Strzała
wyleciała. Potem już z zamkniętymi oczami wypuściła drugą, tym
razem w Louis'a.
-
Liv, nie karz im czekać – na widok roztrzęsionej od płaczu
przyjaciółki, Lea również uroniła kilka łez. Ale nie mogły
uciekać przed tym, co było im pisane.
Lascaux
obiecała sobie, że nie spojrzy w dół, ale nie mogła się
powstrzymać. Odchodząc, omiotła wzrokiem Louis'a i Harry'ego,
którzy stali na dachu niższego budynku, złączeni w uścisku. A
więc stało się. Wypełniła swoje ostatnie
zadanie.
Odwróciła
się w stronę Lei, która stała już pod chmurą, która ni stąd
ni zowąd pojawiła się nad ich głowami. Podchodząc w jej stronę
wszystko się rozmazywało i stawało się nieskazitelnie białe.
-
Jestem z was dumny. - w powietrzu rozległ się Jego
głos.
Wracały
do domu.