Od
Zayna tak śmierdziało, że było go czuć w całym lesie. I gdzie
ten jego niezawodny antyperspirant, sprawdzający się w każdych
okolicznościach? Przez ten odór nie tylko wywęszą nas dzikie
zwierzęta, ale i trybuci.
-
Malik, naprawdę nie mogłeś zająć się swoją higieną rano? -
szturchnęłam go w ramię i od razu tego pożałowałam. Po jego
rękach spływają hektolitry potu.
- Ja
przynajmniej nie chciałem marnować zapasów wody jak ty. - odgryzł
się przecierając czoło – ale nie martw się, też nie pachniesz
najlepiej, więc witaj w klubie.
- Hej,
mogłeś pójść nad jezioro. - powiedziałam, a gdy już otwierał
buzie żeby protestować dodałam - i nic mnie nie obchodzi to, że
jest daleko od dziupli.
Trudno,
zrzucę nasz pot na temperaturę, bo w słońcu jest z 40 ileś
stopni, a dopiero mamy 11 godzinę. Jak znajdę jakieś gniazdo, od
razu rozłupie pierwsze lepsze jajko na kamieniu, który nie jest w
cieniu i wreszcie zjem jajecznice. Z taką temperaturą nawet będzie
przypieczona.
Dziś
rano Zayn uparł się na 'wyprawę badawczą'. Strasznie chciał
wczuć się w role Katniss i ustrzelić kilka wiewiórek, celując
niezawodnie w oko zwierzyny. Fajnie że jako broń ma kamyk, a ona
pierwszorzędny łuk, ale pozwólmy czuć się Malikowi like a
boss.
Drugi
cel którzy mu przyświecał o wiele bardziej podszedł mi do gustu.
'
Poszukamy reszty, co ty na to? '
Znalezienie
mojej 'drużyny' w nienaruszonym stanie byłoby dla nas spełnieniem
marzeń. Wiem, że raczej nie będzie to proste, ale wiem też że
żaden z nich nie zginął. Każdej nocy wyczekiwałam ze ściskiem
żołądka na prezentacje poległych, ale na szczęście nie
widziałam wśród nich twarzy moich przyjaciół.
- Ej
Cher, nie zastanawiałaś się kiedyś nad tym, że.. ta arena się
gdzieś kończy? Czemu po prostu nie spróbujemy..
- W
książce było pole siłowe, więc tu pewnie też jest. - przerwałam
mu, zanim palnąłby głupotę za którą słono byśmy zapłacili -
Chociaż nie jestem pewna czy takie coś w ogóle istnieje.
-
Wiem, że było pole – ściszył głos i podszedł bliżej mnie –
ale czytałaś drugą część prawda? Czego nauczyli Katniss ci
stuknięci naukowcy?
-
Cicho bądź, przecież nas słyszą i mogą wziąć to za rozważanie
wszczęcia buntu – ale tak czy siak Zayn coś mi przypomniał. Pole
ma słabe miejsca, przez które można 'przejść' lub je mocniej
rozerwać. Oczywiście istnieje szansa, że skończymy tak jak Peeta
albo i gorzej gdy próbował tam podejść – To niemożliwe. A
teraz się pośpiesz, bo musimy wrócić do dziupli przed zmrokiem.
Jeśli na tej arenie też są zmiechy jak w książkowej, to będziemy
mieć spore kłopoty.
Podeszłam
do kolejnego drzewa i mocno przejechałam kamieniem po jego korze,
żeby wiedzieć którędy wracać. Ale to nie możliwe. Nie da się
stąd uciec.. no nie?
Zayn
trochę ucichł, odkąd zdeptałam jego ambicje, ale potem nakręcił
się na nowo i znów zaczął trajlotać. Uciszałam go z 15 razy
podczas godziny, którą przeszliśmy od rozmowy o polu magnetycznym.
Gderał przejęty jak nie o tym, to o tamtym, co chwile zmieniając
temat. Do tego jego gestykulacja płoszyła wszystkie zwierzęta. Nie
ma to jak subtelność.
-
Słyszałaś to? - powiedział nagle ciszej, porzucając dyskusje o
istnieniu jednorożców.
- Co?
W tym lesie usłyszeć można jedynie ciebie kretynie. - zatrzymałam
się i wyczerpana oparłam się o drzewo.
-
Jakby.. szuranie o liście. I sapanie. O nie, może władca
jednorożców usłyszał jak mówiłem o tym że jego poddani to
spasione, schizofreniczne świnie i teraz chce się na nas odegrać.
Przepraszam, to tylko futro ich pogrubia, przepraszam!
- ZAYN
ZAMKNIJ SIĘ DO CHOLERY JASNEJ ILE RAZY MAM CI MÓWIĆ!
Wydarłam
się na niego zapominając o tym, że w lesie może się roić od
wielu trybutów i nie tylko. Dobra, nie przemyślałam tego, ale
przez jego bezsensowne trajkotanie nie mogę zebrać niczego w kupę.
Otworzył
buzie chcąc już zaprotestować, ale zamiast cokolwiek powiedzieć
trzymał ją szeroko otwartą i wpatrywał się we mnie z
przerażeniem. Wiem, nie podobne do mnie żeby drzeć się jak stare
prześcieradło pobrudzone jedzeniem Nialla, i teraz żałuje tego
wybuchu złości.
-
Zayn? Wszystko okej?
Nie
odpowiedział, tylko pokręcił głową oddychając głośno. To mi
się niezbyt podoba.
Potem
wskazał na coś za moimi plecami.
Cała
się najeżyłam, czując nawet jak włoski na plecach stają mi na
baczność. Fala gorąca i adrenaliny oblała moje ciało, w uszach
słyszałam przyśpieszony łomot serca, a ślina uwięzła w mojej
szyi..
Setki
czarnych myśli w ciągu kilku sekund przebiegają przez głowę,
nogi wrastają w ziemie, a cały strach potęguje przeraźliwe
sapanie za mną.
To nie
ktoś, a coś jest za mną. A ta opcja jest jeszcze gorsza od
mierzenia się z trybutem.
Potem
wszystko przeleciało mi przed oczami, a ja jak na złość byłam
pogrążona w letargu, przez co kiepsko było się ogarnąć i
racjonalnie myśleć.
Odwracam
się, jednak szybko zabieram głowę najeżona jeszcze większym
strachem. Skaczę w stronę Zayna, o wiele bardziej osłupiałego ode
mnie, i ciągnę go za sobą. Co mi pozostało do zrobienia? Biegnę
na oślep, przewracam się, wstaję, znowu upadam, zaplątuje się o
gałęzie, ale nadal staram się nie zwalniać tempa. Nie teraz. Nie
tutaj. Nie z tym czymś na ogonie.
- Co
to jest?! - wysapał Zayn, zaciskając mocno palce wokół mojego
nadgarstka, co normalnie bolałoby jak diabli, ale teraz nie mam do
tego głowy.
-
Zmiechy. Na pewno. Widziałeś gdzieś trzymetrowego lwa, tygrysa czy
czym tam to jest?
Wstrzymałam
oddech i spojrzałam przez ramię. Trójka potworów biegła za nami,
szczerząc kły i wydając przerażające dźwięki. To bestie
zaprogramowane przez organizatorów na zabicie każdego trybuta
jakiego napotkają na swojej drodze. Nie spoczną, póki nas nie
dorwą.
Jedyna
rzecz na naszą korzyść to pobyt w lesie. Zmiechy są tak duże, że
przechodzenie między drzewami bądź co bądź sprawia im problem.
Gdy zarośla rosną bardzo blisko siebie, muszą je staranować, a
dzięki temu zyskujemy parę sekund przewagi.
Ale
one suną jak tury, przewracają drzewa które są na ich drodze, nie
przejmując się konsekwencjami. Zniszczenie nas jest ważniejsze niż
ich życie.
-
Zayn, nie możemy wyjść na żadną polanę, musimy schować się
gdzieś gdzie nie zdołają wejść. - powiedziałam ledwo co, bo
przez ścisk w gardle ciężko było mi cokolwiek wysapać.
Biegniemy
już spory kawał czasu, a nogi powoli odmawiają mi posłuszeństwa.
Bestie nie zwalniają, za to ja i Zayn owszem. Jedyne na czym możemy
polegać to adrenalina która teraz płynie w naszych żyłach, bo
dzięki niej w ogóle utrzymujemy się jeszcze na nogach.
-
Cherry utrzymuj tempo! Już niedługo znajdziemy jakąś kryjówkę,
spokojnie. - tym razem Zayn przejął dowodzenie, pociągnął mnie
za ramię w lewo i kompletnie zmienił nasz kierunek. To chyba trochę
zdezorientuje bestie. Mam nadzieje.
* Zayn
*
Nie
mogłem się teraz poddać. Nie czułem nóg, ale nie zwalniałem i
co chwile krzyczałem do Cherry jakieś motywujące teksty. Teraz
wiem, że na mnie liczy, bo sama opada z sił, więc nie mogę jej
zawieść. Tylko co zrobić gdy na ogonie masz potwory, a wokół ani
jednego miejsca gdzie mógłbyś się schować? W książce Katniss i
Peeta weszli na Róg Obfitości, a jedyne wysokie punkty wśród nas
to drzewa. Zmiechy które nas gonią z łatwością mogą je
staranować.
-
Zayn, przed nami rozwidlenie lasu i łąka! Musimy zawrócić, one
tam nas dopadną, wiesz o tym!
Prawda.
Przed nami jest polana, ale za nią coś w stylu gołoborza. Skały
są tam wielkie, więc możemy się gdzieś schować. Chyba warto
zaryzykować.
Pociągnąłem
Cherry mocniej, a ta wyrywała się, klęła i krzyczała że chce
nas skazać na śmierć, ale nie udało jej się wyrwać z mojego
uścisku.
Mamy
do przebiegnięcia około 400 metrów. Jeżeli będziemy sprężać..
- To
nasz ostatni odcinek do pokonania. I ostatni jeżeli się uda, i
ostatni jeżeli się.. nie uda. Biegnij jak najszybciej!
I
stało się. Wraz z przekroczeniem granicy linii drzew poczułem się,
jakby ktoś mnie rozebrał. Zero kamuflażu, zero miejsca do
schowania się. Ale to nasza jedyna szansa.
I
nagle stało się coś strasznego. Ze strony gołoborza wyszła
reszta watahy zmiechów. Cherry zaczęła piszczeć, ściskając moją
rękę strasznie mocno. A więc.. tak to się musi skończyć.
Idąc
na arenę nie sądziłem, że zginę w taki sposób. Myślałem
dzieła dopełni któryś z trybutów, ale ciągle miałem nadzieję,
że może uda się nam wszystkim przeżyć. Tylko dzięki tej myśli
nie postradałem zmysłów i nie podciąłem sobie żył ostrzejszym
kamieniem. A jednak, kto postawił w zakładach na naszą śmierć
przez rozczłonkowanie za sprawą tych kłów, wygra.
Okrążyły
nas z wszystkich stron, tworząc mur i zasłaniając jakiekolwiek
drogi ucieczki. Z ich gardeł wydostają się pomruki, a ja mam coraz
większe wrażenie, że ich paszcze wykrzywiają się w kpiącym
uśmieszku. Chyba już postradałem zmysły.
-
Nigdy nie słuchasz tego, co do ciebie mówię. Nigdy. - Cherry cicho
szlochała za moimi plecami. Oparła się swoimi o moje i splotła
nasze ręce. - Pamiętasz jak schowałeś puszkę z colą do naszej
zamrażalki ? Wybuchła, a razem z nią cały sprzęt się rozsadził.
Cały czas gderałam żebyś tego nie robił.
-
Cherry..
- Nie,
nie. Wiesz, może to nawet lepiej. Cały czas robiłam wszystko żeby
uciec od tego, co jest mi pisane. A przeznaczeniem wszystkich
trybutów z wyjątkiem jednego jest śmierć. Może czas się s tym
pogodzić.
Gdy
jeden z 'lwów' wystąpił z szeregu, kazałem Cherry zamknąć oczy.
Sam zrobiłem to samo i zacząłem się modlić, żeby nie bolało
tak bardzo.
Nagle
coś ze świstem przeszyło powietrze. Zmiechy zaczęły piszczeć,
ale ich odgłosy z biegiem sekund zaczęły być mniej słyszalne.
- Jeju
Zayn. To zasłona dymna.
*
Cherry *
Nie
mam pojęcia o co chodzi. Przecież organizatorzy chcą naszej
śmierci, więc czemu zsyłają nam pomoc? Nagle doznali oświecenia?
Zayn
złapał mnie za ramię, ciągnąc mocno w swoją stronę. Ciekawe
skąd w ogóle wie gdzie idziemy, bo ja nawet nie widzę czubka
swojego nosa.
-
Staraj się nie oddychać dopóki nie wyjdziemy z tego dymu! -
powiedział..zaraz. To nie jest głos Malika. On brzmi jak
pomieszanie mamuta z wydrą, a ten ktoś..
To
kobieta?
Nie
mam pojęcia co teraz zrobić. Jeśli to jakiś wróg, to może mnie
w każdej chwili zabić, ale.. dopiero co uratował mi życie. To
byłoby bez sensu, chyba że to jakiś psychopata który lubi robić
wszystko po swojemu.
Widoczność
powoli stawała się lepsza, a kontury tajemniczej postaci coraz
bardziej wyraźne. Jest szczupła. Tylko tyle mogę o niej
powiedzieć.
Dym
zaczął dawać się we znaki, bo zaniechanie oddychania utrudnia mi
duszący kaszel. Substancja zaczęła atakować też moje oczy, bo
strasznie pieką i zaczynają łzawić, a wszystko dookoła
niekształtnie wiruje. I w kółko, i w kółko. Glimmer, co ty tu
robisz?
Zaraz.
Ellie ? One, tutaj? Z dwiema głowami? Od kiedy drzewa rosną na
niebie?
-
Cherry, teraz już oddychaj, jesteśmy na czystym powietrzu. Wdech i
wydech. To trujący gaz, wywołuje halucynacje. - słowa karykatury
Glimmer dudniły echem w mojej głowie, a mimo że zasłoniłam
sobie uszy, nadal odbijały się o ściany czaszki. I znowu, i znowu.
Posadziła
mnie na dużym głazie i zmusiła do włożenia głowy między nogi.
Chyba nogi. Teraz kojarzą mi się z dwiema kłodami.
Naglę
pisk w uszach ustał, a gdy podniosłam głowę widziałam wszystko
aż nadto wyraźnie. Obok mnie siedział Zayn, który nadal trzymał
łepetynę przy kolanach, a dziwolągi przeistoczyły się w
prawdziwą Ellie i Glimmer, które od razu rzuciły się na mnie z
dzikimi okrzykami.
-
Wiedziałam że wreszcie się znajdziecie! Skoro was możemy odhaczyć
z listy, został nam Liam, Niall, Louis, Harreh i Jane.- Ellie
zaczęła piszczeć, krzyczeć i Bóg wie co jeszcze robić,
zapominając kompletnie o zachowaniu jakiejkolwiek dyskrecji. Ale
cieszyłam się z jej jazgotu mimo wszystko, i bardziej niż
kiedykolwiek.
W
drodze do kryjówki dziewczyn, opowiadaliśmy sobie to, co
dotychczasowo spotkało nas na arenie. Ellie z Glimmer w porównaniu
do nas wiodły spokojne życie. Podczas gdy wypłakiwałam dwa litry
wody, uciekałam przed zmiechami i walczyłam z Dianną, one
gromadziły zapasy, urządzały mieszkanie i – co najbardziej mnie
zdziwiło – cały czas brały rzeczy z rogu obfitości. Oprócz
naszej grupy jest jeszcze jedna, urzędująca właśnie w tamtej
okolicy. Jedna odwracała ich uwagę, a druga dobierała się do
zapasów. I tak w kółko. Zawodowcy z naszej areny mogą
pozazdrościć książkowym sprytu. Jednak dzięki ich
niezorganizowaniu teraz żyję, bo dziewczyny zgarnęły z rogu
obfitości właśnie granaty dymne.
-
Teraz w lewo i.. ta dam. Oto nasza kryjówka. - dziewczyny
doprowadziły nas do wielkiego wodospadu, szczerząc się jak Niall
do hamburgera.
- Co
ja, syrena? Jak mamy mieszkać w wodzie? - zmęczenie dawało się we
znaki, bo ledwo stałam na nogach. A teraz przeszłam kawał drogi
żeby podziwiać wodospad.
-
Zawsze mówisz że Zayn to kretyn, ale chyba ty też złapałaś tą
chorobę – Ellie posłała mi sójkę w bok i pociągnęła mnie za
sobą. Przeszliśmy przez wewnętrzną stronę wodospadu, wcale się
nie mocząc i dotarliśmy do..
-
Wow.. jaskinia. Nie wpadłbym na to.. nie słuchałem na geografii.
-
Pewnie gapiłeś się w lusterko schowane w otworzonym piórniku, hę?
W
środku było nawet przytulnie, tylko trochę wilgotno. Jaskinia była
na tyle duża, że nie dość, że wszyscy się tu zmieściliśmy, to
wcale nie było ciasno.
Byłam
tak zmęczona biegiem, że nie przejmowałam się wczesną porą i od
razu zadeklarowałam, że położę się spać. Dziewczyny wykradły
z rogu duży plecak, którego użyłam jako poduszki. Miło od kilku
dobrych dni się na czymś położyć. Nie jest to jasiek z jedwabiu,
ale też wygodny.
-
Cherry, wstawaj! - ktoś nagle mną potrząsnął. No super. Dopiero
się położyłam, a ci już coś ode mnie chcą.
-
Zayn, debilu, czego ty ode mnie chcesz co? Przed chwilą zamknęłam
oczy.
-
Aha.. fajnie wiedzieć. Nie żeby coś, ale jest ranek, a położyłaś
się spać wczoraj po południu. Dziewczyny czekają już przed
jaskinią, mamy znaleźć coś do jedzenia i iść nad jezioro.
Wcale
nie czuje się jak osoba, która przespała tyle czasu. I teraz mam
jeszcze uganiać się za wiewiórkami.. suuuper.
Wygramoliłam
się za Zaynem z kryjówki i podeszłam do Ellie, która siedziała
na dużym głazie i ostrzyła kamieniem długi patyk. Trochę się
porozciągałam i od razu poczułam palące pragnienie. Chyba pójście
nad jezioro nie będzie takie złe.
- To
co, gdzie Glimmer?
-
Przed chwilą zauważyła wielkiego oposa, ale uciekł więc pobiegła
za nim. Może będziemy mieli świeże mięso na śniadanie –
odpowiedziała nie odrywając się od pracy nad patykiem, który
wcale nie przybierał kształtu ostrej dzidy. Tym raczej niczego nie
upolujemy. - Mogłabyś nie szwendać się tak i na coś się przydać
kotku. Kamieni masz tu pod dostatkiem, znajdź sobie jakiś
ostrzejszy a potem zajmij się drugim patykiem.
Razem
z Zaynem usiedliśmy obok niej i zajęliśmy się ostrzeniem gałęzi.
Trochę rozplanowaliśmy dzisiejszy dzień, potem poplotkowaliśmy,
czekając cały czas na powrót naszej przyjaciółki.
* Peter Vronsky - Reprise *
Nagle
powietrze przeszył przeraźliwy krzyk. Cała się zjeżyłam, bo..
ten głos należał do jednej z nas.
-
Glimmer.. GLIMMER! - Zanim zdążyłam dobrze zastanowić się nad tą
całą sytuacją, Ellie wypruła w las jak z procy. Ruszyłam szybko
za nią, a tuż obok mnie biegł Zayn.
Co
chwile słyszeliśmy kolejne piski, które przeplatały się z
krzykami zrozpaczonej El. Ja w głowie miałam tylko jedno – Oby
nie było za późno.
Kilka
sekund później ją dostrzegłam. Leżała na skale tuż obok
przepaści, a nad nią klęczała Ellie.
Starałam
się przekrzyczeć wszystkie moje myśli, spróbować się opanować,
ale czarny scenariusz na dobre usadowił się w mojej głowie.
Glimmer
umiera.
To
było widać z daleka – kilka krótkich noży tkwiło w jej
brzuchu, klatce piersiowej, szyi..
-
Boże.. - nic więcej nie mogłam z siebie wydusić, klęcząc obok
niej. Czułam jak łzy bezwładnie spływają mi po policzkach, a
potem rozbijają się o twarz mojej przyjaciółki. Z jej ust sączyła
się już krew, tak samo jak z licznych ran na całym ciele.
- Hej,
nie beczcie jak małe dzieci. Przecież to tylko parę zadrapań,
nie? Gorzej miałam po konfrontacji z kotem – mimo wszystko nadal
się uśmiechała, delikatnie ściskając dłoń Ellie, która
najbardziej przeżywała całą sytuacje. Cała się trzęsła i nie
mogła nabrać oddechu – Zayn, musisz się zaopiekować
dziewczynami, a wy musicie zaopiekować się nim, dobrze?
Pokiwałam
lekko głową, strząsając przez to wielkie jak grochy krople z
moich policzków. Ścisnęłam jej drugą dłoń, wtulając ją mocno
w swoją szyję. Chcę zapamiętać wszystko : sposób, w jaki mówi,
trzepocze rzęsami, śmieje się, i jak pachnie. Żadnego z tych
wspomnień nie wypuszczę z mojej głowy, żeby czuć jej obecność
mimo tego, że już odchodzi.
-
Pamiętajcie że zawsze będę was kochała i nieustannie będę z
wami. Coś jak anioł stróż, nie? Ale teraz..musicie znaleźć
resztę naszej grupy. - jej oczy powoli zachodziły mgłą, usta
całkowicie bledły, a oddech stał się strasznie płytki. Nie miała
już sił, żeby cokolwiek głośno powiedzieć, dlatego cicho
wyszeptała – Musicie to wygrać. Wszyscy. Przeciągnijcie na waszą
stronę tylu trybutów, ile się da. Musicie wszcząć.. bunt –
ostatnie słowo było ledwie słyszalne, ale zdołałam je wychwycić.
Mam nadzieję że żadna kamera nie.
Jej
powieki zaczęły opadać, powoli, jak w jakimś filmie. Gdy się
zamknęły, miałam wrażenie że słyszę dźwięk metalowej bramy,
uderzającej o posadzkę.
Ellie
zaczęła krzyczeć. Policzkowała Glimmer, kazała się nie
wygłupiać i natychmiast otworzyć oczy. Ja tylko siedziałam, i
tempo wpatrywałam się w usta przyjaciółki, na których dopiero
malował się uśmiech. Żywy, szczery uśmiech Glimmer.
- Nie
rób mi tego! Nie możesz mnie tak po prostu zostawić, słyszysz?
Ellie
opadła na wilgotną ziemie obok niej, zaczęła się sama bić i
ciągnąć za włosy. Zayn szybko do niej podbiegł i złapał za oba
nadgarstki, jednak ta zaczęła bo kopać i gryźć. Rozpacz, obłęd
i szaleństwo – to słowa trafnie opisywało stan, w jakim się
znajdowała. Ja tylko milczałam. Nie dlatego, że konanie mojej
przyjaciółki nie jest dla mnie krzywdzące. Nie umiem tylko wydusić
z siebie nic, bo nadal nie wierze w to, co się dzieje. Może Zayn
wcale nie obudził mnie na polowanie. Może nadal śpie, a gdy wstanę
Glimmer będzie obok. Zacznie żartować z moich brudnych ciuchów i
zaspanych oczu.
Tak.
To
musi być sen.
-
Uspokój się, Ellie, wszystko będzie dobrze i..
- Jak
mam się uspokoić?! Nic nie będzie dobrze, nie rozumiesz?! Ona
więcej już nie otworzy oczu, ona umiera, nie obchodzi cie to?!
-
Ale..
-
Zamknij się debilu! Nienawidzę cie! Nienawidzę całego tego
świata! - Ellie przestała się rzucać i bezwładnie opadła na
Zayna – Dlaczego ona? Daje światu tylko uśmiech i dobro.. nigdy
nie zrobiła nic złego.. to ja powinnam iść za tym oposem. Nie
Glimmer.. kto jej to zrobił?- blondynka wybuchła jeszcze większym
płaczem, wtulając się w ramie Zayna – Ja ją kocham. Nie tak,
jak ty kochasz Liama czy Nialla. Tylko tak jak Jane.
Powietrze
przeszył wystrzał z armaty.
Glimmer
umarła.
**
KURDEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE
po 1 żal mi mnie
po 2 żal mi tego
i w ogóle nonono fsnaknkdbnkdj.
dobra. już się ogarniam xd troche głupio mi teraz przed wami, bo nie pisałam od.. 2 miechów? coś takiego. wiecie.. początek roku szkolnego.. mam po 5 testów w tygodniu pomimo ze to dopiero wrzesień (!!!) :C
dobra nie będę się już rozwodzić. mam talent trwa a ja nie mam podzielnej uwagi x.x
teraz szybko jeszcze odnośnie fabuły. tak, rozdział dziwny i mi też się niezbyt podoba. koleżanka odradzała mi ten wątek Glimmer x Ellie, ale chce tym opowiadaniem coś wnieść do życia czytelników. będę starała się w nim umieszczać różne postacie - ciemnoskóre, jasnoskóre, niepełnosprawne, pełnosprawne, grube, chude, hetero i homo - bo chcę wywalczyć trochę respektu i tolerancji. ostatnio tyle nienawiści jest w internecie, aż ciężko na to patrzeć. ale nie chcę temu ulec i pokazać co o tym myślę. to tyle.
ten rozdział jest przedostatnim, podczas którego bohaterowie będą na arenie. jak pewnie niektórzy wywnioskowali, w przyszłym będzie rzeeeeź XD
dobra lecę miśki, wybaczcie mi ten kiepski rozdział i długą przerwe. poprawie się, a przynajmniej sie postaram! anoanoano, i jeśli są jakieś błędy, to przepraszam :<
Av.x